[You must be registered and logged in to see this image.]Imię i Nazwisko:
Alfred F. Jones
Dzień i miesiąc urodzenia:
4 lipca 1776
(Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych)
Wygląd:
Personifikacje mają być niczym typowi przedstawiciele danego kraju, prawda? Ale czy można w ogóle uogólnić coś tak złożonego jak naród amerykański? Sam Alfred bardziej wygląda jakby przejął cechy po dawnych kolonizatorach niż jak odzwierciedlenie całej tej kulturalnej mieszanki jaka panuje w jego granicach. Na początek - jest typowym przedstawicielem rasy białej. Że niby rdzenni Amerykanie są ciemniejsi? Oh nie, do tego przejdziemy później, teraz trzeba zaznaczyć, że skóra Alfreda przybiera dość mleczne odcienie - co prawda nie jest on aż tak śnieżny jak, dla przykładu, jego braciszek zza północnej granicy, jednak jakby go przystawić do sąsiadów z południa to odznaczałby się aż nadto. Zdarza się też widywać go muśniętego słońcem, zwykle w okolicach lata, jednak tak już ten biedaczek miewa, że opalenizna schodzi mu w szybkim tempie.
Kolor skóry był - nadszedł czas na postawę. Sam Alfred zalicza siebie do osób wysokich, wszak jego 177cm wzrostu swoje robi, prawda? Jest też dość postawnym młodzieńcem, aczkolwiek wciąż nie nabrał postury "dorosłego mężczyzny" a bardziej z niego nastolatek z brzuszkiem. Brzuszek? A to nowość, prawda? Tak drodzy państwo, pośród całej pięknej i cudownej parady personifikacji znalazł się taki oto Ameryś, który szczyci się fałdkami tu i ówdzie. "A
mamusia Anglik mówił, coby nie zjadać tylu fast-foodów." Cóż, dieta McDonaldowo-KFC nie mogła się skończyć inaczej jak nieznaczną nadwagą i zachwianiem się wizerunku "państwa bez skazy". Sam Alfred oczywiście uważa, że problemu wagi nie posiada, a w momencie zapędzenia go pod ścianę i dosadnego pokazania, że o
tu Ci się wylewa wzruszy ramionami i zrzuci winę na "dziecięcy tłuszczyk".
Jeśli już przy dziecinności jesteśmy to można spojrzeć na twarz. Bo sam Alfred nie zdołał jeszcze nabrać rysów dojrzałego mężczyzny, wciąż raczy tymi lekko pucołowatymi policzkami i mimiką chłopaczka. Jedyną rzeczą która na jego twarzy nie przywodzi na myśl okresu dojrzewania jest kompletny brak pryszczy - ot, natura pozbawiła go tego cierpienia. A poza tym? Taka dziecinka jeszcze, może się wydawać, że jest dojrzały, ale naprawdę wystarczy, że stanie przy takim Angliku czy Francuzie i zaraz wygląda jak młodszy braciszek, który przyszedł się pobawić z dorosłymi.
Niewątpliwym atutem Alfreda są jego oczy - dość duże o intensywnie błękitnych tęczówkach. Nie, nie są one tak po prostu niebieskie jak u normalnych ludzi [*userka Ameryki ma błękitne, poczuła się nienormalnym człowiekiem D: *], a mienią się błękitem wód u wybrzeży Hawajów. Ame zdaje sobie oczywiście sprawę z ich niezwykłości i magnetyzmu, stąd niejednokrotnie można przyuważyć jak wykorzystuje to, co ma najlepsze do, ot, chociażby flirtowania.
Błękitne oczy mamy, to co jeszcze może nam brakować jak nie blond włosów! Złośliwcy mówią, że właśnie po włosach najbardziej widać że jest podrzutkiem Anglika, bowiem kolorem i strukturą ma dokładnie takie jak jego opiekun zza oceanu*. W wiecznym nieładzie i roztrzepane - choć dzięki bogu nie odziedziczył klątwy Brytyjskich Brwi, to przypadła mu klątwa sterczących we wszystkie strony Angielskich włosów. Co prawda próbuje sobie je przylizywać, jednak kosmyki i tak swoje zrobią i usilnie wykażą tendencję do angielskiej fryzury. Na szczęście jednak Alfred nie nosi się jak Arthur i chodź jego włosy podobnie są przystrzyżone i też żyją własnym życiem, to u niego zgrabnie powiewa grzywka. Warto też zwrócić uwagę, że ma specyficzny element - ot taki odstający znikąd zawijasko-loczek przypominający ten znaną już chociażby z czupryny Austriaka. Ale skąd wzięło się u niego to cudo na głowie? Na to pytanie już nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Jedyne co w kwestii antenki wiadomo to fakt, że reprezentuje ona miasto Nantucket - ot takie nadmorskie zadupie w Massachusetts.
I to by było wszystko jeśli o ciało Ameryki chodzi - ot, ewentualnie można by dodać, że pomimo tłuszczyku zauważalne są mięśnie, nie posiada blizn ani ran, którymi tak licznie są przyozdobione inne nacje. Historia tak się potoczyła, że prócz wojny secesyjnej i walk niepodległościowych wszelkie wojny omijały jego terytorium, więc po prostu nie ma po jakich zniszczeniach własnych ziem nosić pamiątek. Właściwie można powiedzieć, że jedyne co szpeci jego ciało to znamiona, które to pojawiły się trochę ponad 16 lat temu, a w ostatnim czasie zaczynają mu doskwierać.
Jeśli chodzi o strój to można tu wydzielić dwie kategorie - oficjalny i tzw "casual". Oficjalnie posiada mundur z brązową kurtką lotniczą przyozdobioną numerem 50 (od ilości stanów)... która swoją drogą jest świetnym potworkiem historycznym i bóg jeden raczy wiedzieć skąd Ameryś takowy strój wytrzasną. Ostatnim czasem na szczęście prawie w ogóle jej nie nosi, woląc aktualne mundury wojska amerykańskiego - w szczególności ubiór marynarzy i sił powietrznych (Zgadnijmy dlaczego... Czyżby powodem był fakt, że te dwa mundury wymieniane są jako "najbardziej pociągające kobiety"?). Zaciągany na konferencje czy, jak to sam nazywa
nudne marudzenie o pierdołach zmuszany jest do wciskania swojej osoby w garnituropodobne twory w których wygląda zwykle niczym dzieciak na siłę wciśnięty w strój starszego brata. Nie, jemu taki styl po prostu nie pasuje!
Na co dzień preferuje kolorowe koszule z nadrukami, dżinsy, szerokie spodenki czy młodzieżowe bluzy, starając się wyglądać jak przeciętny nastolatek z przedmieścia, przez co tak naprawę robi się na jeszcze młodszego niż jest w rzeczywistości. Warto też dodać, że Alfred zalicza się do tak zwanej grupy "plażowych ekshibicjonistów", co oznacza ni mniej, nie więcej, jak tyle, że w okresie letnim nie pała się do zakładania koszul, a z pełną satysfakcją paraduje z klatą (i tłuszczykiem!) na wierzchu, ubrany jedynie w spodenki. Samego naturyzmu kiedyś próbował, wszak Stany Zjednoczone to kraj dziwaków, jednak uznał, że to nie dla niego.
Lubi przebieranki - praktycznie każda okazja jest dla dobra do wygrzebania co dziwniejszego kostiumu. Święta? Oto Wasz mikołaj! Halloween? Jedno z coraz to "straszniejszych" wdzianek już ma na sobie! 4 lipca? Oto wasza chodząca niepodległość w pełnej odsłonie! (Nie wiecie co to? Oh, proszę bardzo, już zarzucam adekwatnym linkiem:
[You must be registered and logged in to see this link.] ) Dzień dziękczynienia? Anglia z pewnością się ucieszy na widok brytyjskiego kolonizatora!
Ewentualnie gadającego Ame-Indyka.Warto też wspomnieć, że Alfred nosi okulary reprezentujące Teksas. Mało kto wie, że nie są one jego własnością a
bezczelnie odebrał je Meksykowi. Aktualnie niestety biedaczyna na tyle ma pogorszony wzrok (ah te gry komputerowe...) że bez nich niezbyt dobrze widzi.
Jego żeńska wersja jest istotą dość charakterystyczną, a na pewno najbardziej rozebraną pośród całego kobiecego towarzystwa personifikacji. Z wyglądu może przypominać Belgijkę - ot, krótkie blond włoski układające się w delikatne fale, jasna cera, wiecznie uśmiechnięta buźka. No i błękitne jak u "oryginału" oczy. Ubrana zwykle bywa w krótkie spodenki lub tak skąpą spódniczkę, że w tej kategorii nikt jej nie pobije... no i stanik. No, ewentualnie stanik z koszulką która i-tak-więcej-odsłania-niż-zakrywa. Do tego zdarzy się jej założyć wcześniej wspomnianą już brązową kurtkę Amerykańca. Dodatkowo lubuje się w paradowaniu w stroju cheerleaderki bądź kowbojki.
(Dla chętnych:
[You must be registered and logged in to see this link.] )
Ważną rzeczą jest fakt, że Alfred nie urodził się jako niebieskooki blondynek o mlecznej cerze, jak to wiele osób sądzi. Nie drodzy państwo, Alfred przyszedł na świat tak, jak pan bóg Indian stworzył - mieli czarne włosy, ciemną karnację i ciemne oczy. Alfred, za czasów gdy jeszcze owym "Alfredem" nie był, wyglądał niczym o taki chłopaczyna:
[You must be registered and logged in to see this link.] i ubrany w przepaskę ze skóry na biodrach, z piórami wetkniętymi we włosy i wymalowanymi polikami niczym nie wyróżniał się spośród innych Indiach z którymi pomieszkiwał.
I dopiero, gdy do amerykańskich wybrzeży dobiły statki Europejczyków włoski zaczęły mu jaśnieć. A gdy pierwsi kolonizatorzy z Starego Kontynentu postawili stopy na jego ziemiach to już proces
"rozjaśniania" przyspieszył. Bo przybysze zza oceanu chętnie go karmili i niańczyni, że aż się nie spostrzegł jak z kruczoczarnych kosmyków stał się blondynem, jego skóra wyjaśniała, a oczy przestały przypominać węgielki, a stały się odzwierciedleniem oceanu. Jako dziecko często żartował nawet, że gdyby pozostawał ciemny to Arthur by nawet na niego nie spojrzał bądź, że "w europejskim jedzeniu coś musiało być", że aż tak drastycznie zmieniło mu wygląd, ale fakt faktem, że z Indianina zrobił się kawał ładniutkiego Europejczyka.
Charakter:
Charakter Alfreda jest dość specyficzny i bardzo często jest on po prostu źle rozumiany przez inne osoby. Jak w przypadku chyba każdego kraju jest on częścią składową naprawdę wielu elementów - historii, kultury, środowiska w jakim się ktoś wychował, rodziny czy nawet wieku. I właśnie od tego ostatniego zaczniemy! Alfred jest bardzo młody, o czym wiele osób zapomina. Nawet, jeśli spojrzeć na państwowość - ledwo ponad 200 lat? Jak to się nawet może odnosić do nawet i ponad tysiącletniej historii europejskiego towarzystwa, nie wspominając już nawet o Azji, gdzie najmłodsi z rodu miewają swoje państwa dłużej niż on! (I to uczucie, gdy uświadamiasz sobie, że taki Makau jest starszy od Ameryki...) Można powiedzieć, że
hej, przecież 200 lat to bardzo dużo jednak trzeba spojrzeć na tą sprawę z punktu widzenia krajów. Szybki quiz - w 5 sekund trzeba wymienić minimum 5 państw młodszych niż 200 lat. Nie, nie mikronacji, nie tworów pokroju Hong Kongu (toć to inna kategoria dzieci drogie!) i nie krajów które niegdyś istniały i coś je zmieniło (Korea Północna i Południowa odpada, Sudan podobnież). Ciężko, prawda? A 5 państw starszych niż 200? Bardzo łatwo, nawet z 10 się wymieni, ba 20-30! Tak więc w tym momencie już każdy powinien przyznać, że Alfred jest młodziutki. Na ludzkie przeliczyli mu wiek na 18 lat**, choć równie dobrze można by mu dać mniej, gdyż często jest dość... dziecinny. Tak drodzy państwo, chodź mogłoby się zdawać, że Stany Zjednoczone powinny być poważnym i odpowiedzialnym krajem, to tak naprawdę Alfredowi często w głowie zabawy. Pod tym względem jest niczym typowy nastolatek - z jednej strony będzie podglądać panie w przebieralniach i siedzieć pół dnia na facebooku, z drugiej lubuje się w spaniu z misiem i nie widzi nic dziwnego w oglądaniu po raz setny Disneya czy bajek w telewizji. Oczywiście wiąże się też z tym fakt, że przechodzi przez pewnego rodzaju okres buntu - tak zwane "nie, bo nie" i robienie na złość. O ile na poziomie państwowym nie jest to widoczne gdyż mimo wszystko się hamuje, tak na poziomie zwykłych relacji niejednokrotnie potrafi dokuczyć komuś z czystej złośliwości.
Jak to na nastolatka, a w szczególności amerykańskiego nastolatka przystało jest bardzo leniwy. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z lenistwem na poziomie siedzenia na kanapie i nieruszania się z niej przez tygodnie, jednak do wszelkiej pracy podchodzi z naprawdę wielką niechęcią. Wcale mu się nie chce wykonywać obowiązków, które ma na głowie, nie widzi potrzeby żeby go "ciągać" po "nudnych konferencjach", nie kiwnie palcem do póki nie zostanie zmuszony. Niestety ta cecha czasem przekłada się na jego państwowość - choć często powinien zadziałać i wykonać jakiś ruch to mu się po prostu nie chce, a wiele decyzji odkładanych jest na ostatnią chwilę.
Z drugiej zaś strony ma ogromne mniemanie o sobie i swoim miejscu w świecie. Przez wiele lat był strasznie... nieśmiały i siedział raczej w cieniu. Nie chciał się wybijać, a wszelkie działania "poza zasięgiem własnego nosa" kojarzyły mu się z imperialistycznym Anglią, którego darzył tak wielką niechęcią, że jakakolwiek myśl o tym, że mógłby się do niego upodobnić doprowadzała go wręcz do furii. Owocowało to przez długi czas zasadą niewtrącania się w losy świata i niewielkiemu zaangażowaniu Ameryki w politykę międzynarodową. Dopiero gdy sam Alfred rozprawił się z "demonami przeszłości" i poczuł się wystarczająco pewnym wyszedł z ukrycia i z miejsca awansował na pozycję lidera. Oczywiście nie będąc świadomym, że taki szybki skok w górę zawdzięcza w większej mierze sytuacji na Starym Kontynencie i upadku poprzedniego porządku świata, całą zasługę przypisał sobie i tak oto narodził się Alfred stojący na straży reszty globu, który pozostaje w nim po dziś dzień. Owszem, przez pewien czas próbował się jeszcze powstrzymywać, sprawdzając czy świat sobie poradzi bez niego, ale cóż... Pearl Harbor, Japonia, II wojna światowa, ZSRR i policjant świata powrócił do łask ze zdwojoną siłą!
Kwestia "rządzenia" światem jest zresztą bardzo ciekawą sprawą. W przeciwieństwie do wielu przed nim, Ameryka był pierwszym który nie stawił się jasno w roli lidera czy kogokolwiek lepszego, stojącego ponad innymi. Znacie typowe określanie siebie samego przez Alfreda? On jest
bohaterem. Nie jest władcą świata niczym Anglik czy imperium niczym Rzym, on jest policjantem, obrońcą i aniołem stróżem wszystkich narodów. Znaczyć to powinno tyle, że chodź może się wydawać, że kieruje się własnymi interesami, to dla niego wszystko co robi poza granicami jest działalnością na rzecz lepszego świata. Tyle teorii. A jak to się ma w praktyce? Zrzucił bombę atomową na głowę niewinnych ludzi w Japonii? To było
ostatecznie rozwiązanie problemu krwawej i okrutnej wojny. Zaatakował i rozdzielił obie Koree?
Walczył z okrutnym komunizmem, uratował miliony żyć w Korei Południowej przed straceniem! Morduje setki cywili w Iraku, Afganistanie czy Iranie?
Walczy z terroryzmem, gdyż świat jest zagrożony i tylko on go może ochronić! I można się popukać w głowę i stwierdzić, że przecież to wydaje się śmieszne i nikt o zdrowych zmysłach by tak nie myślał, ale Alfred
naprawdę w to wierzy. Wierzy, że wojną przyniesie pokój, że zamordowanie 1 osoby aby uratować 10 innych jest dobre i sprawiedliwe. Co więcej - on uznaje, że jest jedyną osobą na tym świecie która "może nosić to brzemię" i podejmować kroki, jakich nikt inny by się nie odważył! I nie, nie wolno winić Alfreda, że ma inny pogląd na świat niż reszta, że rozumuje wszystko tak pokrętnie i niewłaściwie. To jeszcze właściwie dziecko, chłopiec który zostawiony na pastwę losu został omotany przez korporacje oraz rządy i teraz, jak i cały naród, wierzy we wszystko czym go karmić będą. Zresztą często stawia go to w opozycji do Europy, bo o ile stary kontynent zmęczony wojnami przyjmuje politykę "pokojowego rozwiązania sporów", dyskusji, debat i wszystkiego co wstrzymuje podrywanie się do walki, tak Ameryka - jurny kraj jako swoją główną zasadę ma doktrynę prewencji. Co to jest doktryna prewencji? Ano taka niepisana umowa, że jak cokolwiek się Alfredowi nie spodoba czy tylko mu zagrozi, to on z pełną premedytacją może chwycić za broń i wypowiedzieć wojnę. (Dla ciekawskich - doktryna prewencji bądź doktryna Busha powstała po zamachach z 11 września 2001 roku. Głównym jej zapisem jest fakt, że pomimo prawa międzynarodowego, które głosi, że powinno się potępić kraj jako pierwszy wypowiadający wojnę, Stany Zjednoczone jako jedyne (!) na świecie nie są uwzględniane w tym prawie i mogą wypowiadać wojnę, gdy tylko poczują się zagrożone nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji z punktu widzenia prawa międzynarodowego. W praktyce wygląda to tak, że jak jakieś państwo wypowie wojnę to zaraz jest tępione na arenie międzynarodowej, nakłada się na nie sankcje itp. zaś USA może wypowiedzieć wojnę... de facto komu chce opierając się jedynie na stwierdzeniu, że "poczuło się zagrożone". Ogólnie chodzi w niej o wyprzedzenie ataku wroga. Przeciwieństwem doktryny prewencji jest doktryna powstrzymywania którą zatwierdziły wszystkie kraje UE - kraj nie może zaatakować w żadnym wypadku poza napaścią na niego, a i tak powinien się wówczas wystrzegać walki zbrojnej a cała Europa powinna skupiać się na pokojowym rozstrzygnięciu sprawy i unikaniu konfliktu zbrojnego.) Często więc sprawia wrażenie nierozważnego człowieka który rzuca się z motyką na słońce oraz, słusznie zresztą, jest znienawidzony z powodu wciskania nosa w nie swoje sprawy. Oczywiście sam Alfred nie przejmuje się tymi oskarżeniami i uważa, że pomimo paru błędów (tak drodzy państwo, Ameryka potrafi przyznać się do popełnienia błędu!) wiele razy, jak to sam określa "uratował dupę" innym. Prawda leży oczywiście po obu stronach - z jednej strony naprawdę, gdyby nie Ameryka to świat sobie by nie poradził, a z drugiej... Niektórych rzeczy mógł sobie darować i robił je tylko z powodu własnych interesów.
Skoro już przy pozostawieniu samego jesteśmy - każdy chyba wie, że Alfred jest nadzwyczajnym patriotą i ze świecą szukać kogoś tak przesadnie wpatrzonego w swój kraj, że koniecznie przed wejściem do domu ma flagę, drugą nosi czasem na majtkach, a na każdym kroku podkreśla że jest
Amerykaninem i mówi po
amerykańsku. Dlaczego właśnie tak mają się sprawy? Otóż o ile większość krajów powstała na gruncie jakiejkolwiek kultury, tak Alfred narodził się wśród Indian, a następnie dzieciństwo spędził mamiony brytyjskością i praktycznie świata poza Anglikiem i jego grajdołkiem nie widział. I jak tu ukształcić kulturę, gdy nie zna się nic prócz tego co angielskie i Indian, których wyrzuciło się do grupy wyrzutków społecznych? Po drugie - inne kraje miały narody, prawda? A czym jest naród amerykański? Zlepkiem przybyszy z Europy i Azji oraz niewolników Afrykańskich, ich potomków i ewentualnie tego, co przypełzło z południa Ameryki (tak Meksiowa, tutaj następują specjalne pozdrowienia dla Ciebie!). Nie łączyła ich kultura, tradycja, religia czy nawet język, więc pozostało jedynie połączyć cały naród historią i wzbudzić w nich patriotyzm, poczucie miłości do tego śmiesznego tworu który stał się ich nowym domem. Dlatego właśnie Ameryka jest tak wielkim patriotą - nie posiada nic innego, "swojego" odpowiedniego tylko i wyłącznie dla jego własnego kraju to z resztą narodu łączy go miłość do ojczyzny.
Niewiele osób jest świadomych, że Alfred posiada kompleks sieroty (nie mylić z chorobą sierocą). Sam przyznał się, że zazdrości dzieciom ze swojego kraju, że "dostają prezenty od swoich ojców na gwiazdkę".*** Przyczyn takiego stanu rzeczy może być kilka. Po pierwsze wbrew pozorom Alfred musiał bardzo szybko "dorosnąć" i nie dane mu było uświadczyć dzieciństwa w pełnej tego formie jak to miało miejsce u innych krajów rozwijających się przez setki lat. Po drugie - został on całkowicie odcięty od swoich "korzeni" i podczas gdy Włoszkowie korzystają z tego, co pozostawił im Rzym, a Grek pielęgnuje dziedzictwo swojej matki, on sam jest wręcz wrogiem swoich przodków. Polska w słowiańskm stroju? Teraz to jest modne! Celtycki klimat w Wielkiej Brytanii? Genialne! Indiański Ameryka? "Przestań się bawić Alfred, jesteś na to za duży!". No i oczywiście dochodzi jeszcze trzeci powód - wychowywał go Arthur, który zbyt kochanym i troskliwym opiekunem raczej nie był, a Ameryka nie dostawszy wystarczającej miłości jako dziecko odczuwa tego z tego powodu swoisty uraz. I mogłoby się wydawać, że przecież jest silny i całkowicie nie wygląda na takiego ciamajdę, coby tylko u mamusi pod fartuszkiem siedział, jednak w głębi duszy naprawdę często jest mu po prostu przykro i trudno mu znosić widok szczęśliwych rodzin czy opowieści innych nacji o rodzicach. Z reguły jego kompleks nie przeszkadza mu w normalnym życiu, jednak potrafi być dokuczliwy, zwłaszcza, gdy zacznie uprzykrzać innym życie z tego powodu. Nie jest też świadomy, że ma tendencję do zbudzania w innych poczucia macierzyństwa (tacierzyństwa?) względem jego osoby, jednak naprawdę miło się czuje, gdy starsza nacja zaczyna się nim opiekować.
Nie zna się kompletnie na wartości pieniądza - czasami naprawdę uważa, że
rosną one na drzewach i już dwa razy przez to wpadł w naprawdę poważne problemy (1929 i 2007 rok). Spowodowane jest to głównie tym, że nie zna się kompletnie na ekonomii czy oszczędzaniu, a jego priorytety są całkowicie niedorzeczne (Co z tego, że mnie nie stać, a stary jeszcze działa? Muszę kupić ten nowy model iPhone'a!). Wiąże się z tym też fakt, że jest niesamowitym gadżeciarzem - jakby firma Apple wypuściła na rynek nowy model blendera to on, pomimo iż nie gotuje i tak by go kupił, bo "markowe:. Zresztą pod względem motoryzacji wcale nie jest lepszy, ma w sumie kilka samochodów, włączając w to Mustanga, Forda Thunderbirda, przebudowany Caprice [Nie pytajcie co to za samochody, po prostu przepisałam z mangi!] czy model DeLoreana z filmu "Powrót do przyszłości".
Jest kompletnym idiotą z zakresu geografii.. Historii zresztą też, ale o ile chociaż najważniejsze wydarzenia potrafi wymienić, tak poziom "co jest największym państwem świata" już przerasta jego możliwości. Oczywiście jeśli sprawa się tyczy geografii Stanów Zjednoczonych to nie ma sobie równych - bez zacięcia się wymieni wszystkie stany z datami ich powstania, zna najwyższe i największe pasmo górskie, wszystkie niziny i wyżyny, największe jeziora, a nawet skrajnie wysunięte na wschód i zachód punkty! Ale za to Europa to dla niego kraj leżący gdzieś na północy... Zaś Azja leży na wschód od niego (jakby co - Azja leży na
ZACHÓD od Ameryki c: ) i zapewne na południu, bo "przecież jest tam ciepło".
Rosja? Yyy... To gdzieś koło bieguna, tak? Którego? TO MY MAMY DWA BIEGUNY!?. Jeśli chodzi zaś o same nazwy państw, to jeszcze będzie kojarzyć, że istnieje coś takiego jak Wielka Brytania, Niemcy, Rosja, Chiny, Francja, a nawet zna Wietnam czy Włochy (Jednak lepiej nie pytać się go, gdzie owe państwa leżą, bo wyjdą naprawdę cuda na kiju). Ale za to Węgry kojarzy mu się z jedzeniem (Hungary "Węgry" - hungry "głodny"), Polska to jakieś zimne zadupie koło Islandii (Poland "Polska" - pole "biegun" i land "kraj", Iceland "Islandia" - ice "lód" i land "kraj") a "Switzerland" to według niego nazwa Austriackiego ciasta. Co więcej - Turkey oznacza dla niego tyle co "indyk" ("turkey" to po angielsku "indyk" lub "Turcja"), a Australia i Austria czy Słowacja i Słowenia to dla niego jedno i to samo. Czysty przykład typowego Amerykanina - potrafi wymienić więcej miast występujących w Westeros (Kraina z Pieśni Lodu i Ognia c:) niż tych prawdziwych występujących na świecie.
Ale jeśli już przy maniactwie jesteśmy, to z Alfreda całkiem niezły zapaleniec jest! Nie da się ukryć, że uwielbia on grać w gry, niejednokrotnie wręcz dręczy chociażby takiego Japonię o nowe tytuły, a dla niektórych autorów nawet jest skłonny czytać książki! Z drugiej jednak strony pomimo iż wydaje się pasjonatem to z fantastyki prócz Wiedźmina, Gry o Tron i Tolkiena za dużo nie kojarzy, a z Sci-Fi to jedynie Star Trecka i Star Wars. Oczywiście też nie wolno od niego wymagać jakiekolwiek większej znajomości literatury, ot, to co można znaleźć na polecanych w Empiku, ewentualnie dobrze, przyzna się, że z "wyższej" literatury mu niegdyś Anglik Szekspira wpoił i jako, że mu się spodobało to do dziś dnia pozostaje jego wielkim wielbicielem, ale wciąż nie oczekujmy od niego znajomości jakichkolwiek dzieł. Co innego się sprawa ma kinematografii - uwielbia filmy i chodź nie wygląda na takiego, coby się szczególnie przejmował wartością artystyczną dzieła, to pomimo iż zwykle katuje swój umysł sieczką hollywoodzkiego kiczu, to od czasu do czasu zdarza mu się sięgnąć po tytuł z wyższej półki. Za to w jednej rzeczy jest zdecydowanym specjalistką! Kreskówki i bajki! Poważnie - wszystko, co leci na CN, Disney Channel i innych amerykańskich stacjach zna na pamięć! Filmy Disneya, Pixara, Dreamworks? Prawie zawsze jest na premierach!
Ma problemy z nawiązywaniem nowych kontaktów. Tak drodzy państwo, on, ALFRED, najbardziej żywy i wciskający swój nos w sprawy innych kraj ma PROBLEMY w nawiązywaniu kontaktów. Już więc spieszę z tłumaczeniem - niegdyś był bardzo nieśmiałą osobą i naprawdę bał się obcych, jednak przeszło mu to mniej-więcej gdy "świat zaczął go potrzebować"... znaczy hm.. Gdy rozpoczęła się I wojna światowa. A co się stało później? Ano znów się zamknął w sobie, w swoim domu i niezbyt lubił kontakty z innymi. Tak więc przez naprawdę długi czas Ameryka nie za bardzo wiedział jak naprawdę budować relację i można powiedzieć, że przełożyło się to na jego obecne kontakty towarzyskie. Owszem, nie ma już żadnego oporu przed rozmową, a nawet aż sam się do takowej lgnie, jednak wciąż nie jest w stanie zrozumieć jak właściwie powinien wyglądać związek z drugą osobą... znaczy khm, związek przyjacielski, koleżeński, whatever.
Ma dziwne poczucie smaku... jeśli w ogóle jakiekolwiek ma. Odżywia się bardzo niezdrowo, a jego dieta składa się prawie z samych węglowodanów i tłuszczy. Zresztą czy ktokolwiek był kiedykolwiek w Ameryce? Zwykłe warzywa są tam traktowane jako "żywność ekologiczna", coś niezwykłego, a normalnym śniadaniem są płatki z cukru zalane tłustym mlekiem. Zresztą sama personifikacja kraju wolności i demokracji poza fast-foodami (z których z jakiegoś powodu jest bardzo dumny...) szczyci się też chociażby świecącymi ciastami czy prawie dwukrotnie większymi w stosunku do europejskich porcjami (Wystarczy spojrzeć na różnice w "małym" napoju w Europie i USA). Oczywiście nie wolno winić tylko i wyłącznie Alfreda za fakt, że sprowadził na świat śmieciowe jedzenie, wszak w dużej mierze brak poczucia smaku u Amerykanina jest spowodowany tym... że większość życia karmił go Arthur.
Mówi się też, że Anglia jest główną przyczyną "bohaterskiego kompleksu" Ameryki - że za dużo Alfredowi ten bajek o wróżkach i innych takich opowiadał, aż chłopaczyna jeszcze przez to nie wyrósł ze świata fikcji... No ale właśnie - istoty magiczne! Do póki był kolonią angielską widział to całe towarzystwo Arthura - wróżki, jednorożce, gnomy, latające zielone króliki i tak dalej. Chętnie słuchał opowieści o wszystkich "magicznych stworkach", bawił się z nimi i sam pragnął być jak jego starszy braciszek - stąd szczątki praktykowania czarów czy "indiańska magia" na terenach USA. Jednak gdy tylko odciął się od Arthura stracił możliwość widzenia wszystkich magicznych stworzeń i uznał, że wszystkie te cuda, które pamiętał z dzieciństwa były wymysłem małego dziecka i nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Ostatnio jednak, raz do roku, w dniu Halloween jest w stanie ponownie dojrzeć wszelkiego rodzaju istoty magiczne Arthura, jednak wciąż utrzymuje, że to tylko halucynacje i przywidzenia. Raz nawet dostał jednorożca!
Biedaczyna chyba zmarł z głodu, bo go nie widział i nie miał jak karmić.Jest osobą dość... lubieżną. Nawet, gdy pierwszy raz poznał Japonię określił, że jednym z jego hobby są "przygody", które bardziej powinny były być kojarzone z 50 Twarzami Greya niż z Indianą Jonesem. Jako, że wciąż buzują w nim nastoletnie hormony to bardzo chętnie zerka na płeć przeciwną (swoją też, a co, wolna amerykanka, prawda?). Nie wolno jednak zapominać, że pod względem uczuciowym nie jest on zbytnio doświadczony i zazwyczaj peszy się gdy dochodzi do "czegoś więcej".
Czy bohater ma lęki? Oczywiście, że nie! No, chyba że to
Kapitan Ameryka... znaczy Ameryka. Bohater Świata, Obrońca Sprawiedliwości i Demokracji Stany Zjednoczone! Wtedy ów bohater lęki posiada. Najbardziej znanym jest zapewne lęk przed duchami... A skąd on się bierze? A tu już trzeba zwrócić się do pana Arthura z pytaniem dlaczego uważał, że strasznie kilkulatka duchami brytyjskich morderców średniowiecznych było zabawne. A... No tak,
|ANGIELSKI HUMOR|.
Drugim jego panicznym lękiem jest... Samotność. Nie lubi zostawać samemu i często jeśli ma przed sobą wizję chociażby przesiadywania w domu bez towarzystwa to zaraz znajduje sobie jakąkolwiek osobę do przygruchania (...jakkolwiek to nie brzmi) lub po prostu wpada na niezapowiedzianą wizytę któremuś ze znajomych.
Jest miłośnikiem teorii spiskowych i zjawisk paranormalnych. Okey, w magię nie wierzy, ale UFO, iluminaci, wielkie jaszczury rządzące światem i tajemne działania rządu są już całkowicie prawdopodobne! Że niby Alfred powinien wiedzieć, co jego rząd robi? Ehe, powinien. A czy wie? Ciężko powiedzieć, on sam zwykle udaje, że
o niczym nie wiedział, tak jest po prostu lepiej.
Jakie podsłuchy, jakie szpiegowanie? Nie, nie, tooo mój rząd Was szpiegował drodzy Europejczycy.. Ja NIIIIIC o TYM nie wiedziałem!Oczywiście można się śmiać, że przecież to wszystko jest jakąś kpiną, ale fakt faktem Alfred lubi być na dystans z całym grajdołkiem politycznym. Jak to sam uznaje - trafiają się fajni prezydenci i Ci, przy których odlicza dni do końca kadencji. Sam osobiście jest bardziej przychylny republikanom jeśli chodzi o sprawy polityki, stosunków międzynarodowych czy gospodarki uważając je za "bardziej amerykańskie", a demokratów popiera tylko w przypadku spraw dotyczących legalizacji wszelkiego rodzaju rzeczy. Zresztą i tak dopiero od niedawna ma prawo wyborcze (Ten dylemat młodych państw), a głosu w Kongresie i tak nie posiada, bo... jest za młody. Słowem - nawet jakby chciał to za dużej władzy nad swoim szefostwem nie ma. "Jakby chciał" oczywiście, bo jako naród będący czołowym twórcą demokracji (
Aaa... Nie zwracajcie uwagi na Grecję, on dał tylko podwaliny!) i jej obrońcą, piewcą oraz strażnikiem uznaje, że to najwspanialszy twór i ludzie sami potrafią wybrać co jest najlepsze dla ich kraju, a jego obowiązkiem jest dostosować się do wyboru większości. Oczywiście jednocześnie nie zauważa faktu, że większość jego społeczeństwa stanowią przysłowiowi idioci i nie raz naprawdę dziwne decyzje podejmuje się w jego kraju, ale cóż.. "Demokracja jest najgorszą formą rządów, ale nic lepszego nie wymyślono".
W ostatnim czasie stał się osobą... bardzo rasistowską. Jakby zapomniał, że tak naprawdę Ameryka jest krajem emigrantów, aktualnie tępi ich ile może - zwłaszcza, gdy takowi nie są reprezentantami "jedynej słusznej rasy" jak to niektórzy w jego kraju się wypowiadają. I to nie tak, że nagle poczuwa niechęć do wszystkich Arabów, Murzynów czy Azjatów! Ba, nawet ich dość lubi,
podkochuje się w Azjatce nie licząc oczywiście
terrorystów Arabów! Po prostu niekoniecznie chciałby ich mieć w swoich granicach... I nie, nie można mu się dziwić! Biedaczek w ostatnim czasie doświadczył sporu nieprzyjemności, to raz. Dwa - no po prostu powiedzmy szczerze: może być idiotą ale nie ma zamiaru podzielać skrajnego debilizmu swoich znajomków z Europy i woli zamykać granice
dla tych, których nie powinno się do kraju wpuszczać.
Relacje z innymi:
Ameryka[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Kanada - Są spokrewnieni, co widać nawet na pierwszy rzut oka w podobieństwach fizycznych pomiędzy braćmi - wiele krajów wszak myli Kanadę z USA. Sprawą do dziś nierozwiązaną jest fakt różnicy wieku między nimi, pomimo iż pewnym jest, że to Alfred jest młodszy on sam manipuluje danymi raz mówiąc, że są bliźniętami, raz że jest między nimi naprawdę niewielka różnica, a innym znowuż razem, że dość późno się po bracie narodził... no ale to nie jest najważniejsze prawda? Wbrew pozorom swojego brata bardzo mocno kocha i uważa za najbliższą mu osobę. Oczywiście nie wolno myśleć, że ich relacje są idealne - pomimo, iż nigdy nie dałby skrzywdzić brata, to sam niejednokrotnie naśmiewa się z północnego sąsiada i aż za bardzo ponosi się stereotypom o spokojnych, cichych i kompletnie "bezjajcowych" Kanadyjczykach. Często żartuje, że "gdy traci wiarę w ludzkość to włącza sobie filmy z Kanady".
Bardzo zazdrości swojemu bratu faktu, że ten posiadał Francisa, który w umyśle Alfreda wykreował się na cudownego starszego brata dającego Mattowi tyle miłości, ile tylko dziecko zapragnie. Nie jest to oczywiście całkowita prawda, jednak zawsze stawia się w roli tego "pokrzywdzonego" bo to przecież
on miał bezuczuciowego Anglika.
Chętnie spędza z nim czas na wszelkiego rodzaju sportach czy gotowaniu, fakt faktem jest dość częstym gościem w Kanadyjskim grajdołku, a i sam prawie ciągle zaprasza brata do siebie. Zdarza mu się czasami zapomnieć o tym, że Kanada jest oddzielnym od USA krajem i aż usilnie zatrzymuje Matta u siebie w domu.
Oczywiście jak to wśród braci bywa - wiecznie ze sobą rywalizują, głównie w hokeju. Gdy tylko zaczynają się rozgrywki to chłopcy potrafią aż sobie do gardeł skoczyć, zresztą podobna sprawa ma się też przy innych sportach. Dla Alfreda wszak bycie ogranym przez Kanadę jest swego rodzaju wstydem (a wcale nie jest to rzadkie zjawisko :D).
Warto też wspomnieć, że granica przebiegająca pomiędzy Kanadą i USA jest najdłuższą na świecie (8893 kilometrów) i znajduje się na liście najbardziej otwartych granic świata (m.in. wraz z np. Belgijsko-Holenderską)
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Kuba - Ich relacje są bardzo napięte z powodu trudności politycznych, chociaż w ostatnim czasie trzeba przyznać, że nastąpiło znaczne polepszenie! Otwarto nawet granice! Ameryka nadal nie może sobie wybaczyć, iż tuż pod jego domem wyrosła ostoja komunizmu i utrzymuje się ona tak po dziś dzień. Kuby nie lubi, za każdym ich spotkaniem dochodzi do kłótni, a nawet i rękoczynów. Niegdyś się nawet dogadywali, jednak działania ZSRR i Kryzys Kubański postawił ich po przeciwnych stronach. Zresztą Ameryce nawet się nie śpieszy do jakiegokolwiek godzenia się z Kubą, unika tematu i w ogóle udaje, że człowiek ten nie istnieje. Co jakiś czas jedynie wysyła wojska do patrolowania czy aby ten nic nie kombinuje oraz usilnie namawia Meksyk do pomocy w ogarnięciu niesfornego "towarzysza". Ale na wakacje już może tam sobie pojechać, ha!
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Meksyk - Jak dzieci w przedszkolu. Dosłownie - dwójka małych dzieciaczków wiecznie bijąca się o łopatkę w piaskownicy. Tylko ową łopatką są ziemie. A piaskownica to Ameryka.
I wszystko płonie i obsypuje się kokainą! Ehe, jakoś tak. Fakt faktem ta dwójka to niekończąca się przyjaźń przerwana wiecznymi wojnami, które Alfred już chyba traktuje jako jakieś chore zabawy. Ale od początku - kiedy jeszcze w Ameryce nie było Europejczyków, to wówczas wtedy bardzo lubił swojego południowego sąsiada (chodź z wątpliwą wzajemnością) i ogólnie między nimi nie było problemów. Te zaczęły się dopiero gdy ziemie Meksyku przestały być dla Alfeda "nudnym piachem" i zaczęły stanowić ciekawe kąski, które z radością by widział w swoich granicach. Kiedy znowuż zabawy w okradanie się wzajemne z terytoriów się skończyły, to zaczęła się kwestia emigracji i musiał Ameś walnąć mur na granicy.
Który i tak Meksykanie forsują, ale eh... Liczą się pozory! Oczywiście wszelkie niesnaski historyczne wcale nie sprawiły, że obaj chłopcy są w złych stosunkach, a wręcz przeciwnie! Alfred traktuje Eda jako dobrego znajomego, interesuje się Meksykiem i nie raz go zadręcza swoją osobą (w końcu Meksyk to jeden z ulubionych kierunków wycieczek Amerykanów!
I vice versa). Czasem nawet żartuje sobie z faktu zatrudniania Meksykanów jako tanią siłę roboczą np. rzucając biednemu sąsiadowi dolary z kąśliwymi uwagami pokroju "skoś mi trawnik!". Ma również swego rodzaju poczucie odpowiedzialności za Meksyk dlatego stara się na ile potrafi mu pomagać, czy to finansowo czy to w problemach... zwłaszcza tych narkotykowych.
Ich granica jest podawana jako druga najbardziej strzeżona na świecie (pierwsza jest ta pomiędzy obiema Koreami). W dodatku motyw granicy USA-Meksyk, Meksykanów jako taniej siły roboczej czy kultury meksykańskiej w USA występuje w wielu filmach i serialach: np. Breaking Bad, Pojutrze, Gotowe na Wszystko czy Jack i Jill. Dodatkowo Meksyk jest chętnie wykorzystywany przez google, skype, facebooka itp. np. do testowania tłumaczy internetowych.
NIESTETY. Niestety aktualnie w Stanach trwają wybory. I wiecie co? MOŻLIWE, ŻE WYGRA TRUMP. A jak wygra Trump to ten mur co stoi może się pogrubić, zwiększyć i w ogóle będzie kicha. Znaczy - kicha dla Meksyku, sam Ameryka jedynie powiększy to szkaradztwo, co na granicy mu stoi. I tak oto kontakty z Edziem utrudnione będą! A szkoda, taki fajny był z niego kaktus ozdobny...
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Molossia - Upierdliwy wypierdek gdzieś w USA. Sam Alfred uznał, że kiedyś ów mikronacja była do niego bardzo miła, jednak ostatnim czasem Molossia zaczął wobec niego się rzucać, czego sam nie rozumie. Aktualnie chciałby raczej mieć z nim dobre relacje i zdarza mu się proponowanie owemu wypierdkowi np. partyjki gry na Play Station.
Australia i Oceania[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Australia - Jego kompan, brat i kumpel. Dosłownie się ubóstwiają z tym ucieleśnieniem miłości do zwierząt. Mają podobne charaktery, lubią ciepło, obydwoje mówią po angielsku, czy można chcieć więcej? Pierwszy raz poznał go jak byli jeszcze dziećmi pod opieką Anglika i jak wtedy zaczęli być "bracholami" tak po dziś dzień uznają się za bliskie rodzeństwo (niezależnie od tego, czy są faktycznie rodziną, czy nie).
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Nowa Zelandia - Podobnie jak w przypadku Australii, traktuje go jak brata. Świetnie się razem dogadują i chodź nie są aż tak zżyci jak chociażby USA i Austral, to Alfred często odwiedza młodego.
Azja[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Chiny - Główny partner handlowy i aktualny przyjaciel. Yao poznał Alfreda w niezbyt sprzyjających warunkach - gdy ten był zmuszony do pomocy Anglii w wojnach opiumowych. A potem? Było jeszcze gorzej! II wojna światowa i wspólna walka która zakończyła się tym, że Alfred zamiast pomóc Chińczykowi, zaczął obrzucać pieniędzmi jego największego wroga - Japonię. Fakt faktem, do lat 70 Alfred nawet nie uznawał Chin i cały świat zmuszał do podobnego traktowania tegoż kraju, jednak gdy tylko przekroczono magiczny 1970 rok wszystko jak ręką odjął i od tamtej pory starał się mieć czynny udział w Chinach, ba, nawet zmusił go do znienawidzenia Rosji! To się nazywa siła dyplomacji! Aktualnie są... przyjaciółmi. Dokładniej - patologicznymi przyjaciółmi. Alfred udaje, że nie widzi co Yao robi u siebie w kraju, a Yaoś chętniej płaci za wszelkie fanaberie młodego. Ot, takie "friends with benefits". Zresztą skoro rządy obu krajów się lubią, mają wspólne interesy i nie wchodzą sobie (jeszcze!) w drogę, to czemu by nie korzystać z takiego stanu rzeczy? Tak czy inaczej tą dwójkę łączy naprawdę dużo rzeczy - polityka, pieniądze, przyjaźń!
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Filipiny - Filipiny są bardzo specyficznym krajem Azji jeśli chodzi o politykę. To jedyne państwo kontynentu, które prawo i ustrój ma oparte o te w Stanach Zjednoczonych i jedyne w którym demokracja istnieje naprawdę. Oh, to pięknie że wasze książki i wikipedia podaje że demokracja jest w większości krajów Azji.. Niestety tak naprawdę są to tylko odmiany demokracji nie mające z tą "naturalną" nic wspólnego. Tak więc o co chodzi? W Azji nie istnieje demokracja. Istnieje demokracja fasadowa (np. w Rosji), demokracja sterowana (Tajwan), quasi-demokracja (Kambodża), merytokracja (Singapur), demokracja połączona z oligarchią (Indonezja), demokracja sasko-angielska z podziałem klasowym (Indie) czy demokracja podległa komunizmowi (Hong Kong), a jedynym krajem, gdzie istnieje ta prawdziwa, niczym nie zachwiana jest właśnie Filipiny. USA posiadało tam bowiem wystarczające wpływy aby zbudować podwaliny ustroju, wyplewić zakorzenione tradycje (tradycje azjatyckie są niezgodne z zasadami demokratycznymi...) i narzucić odpowiednią religię oraz prawo. Tak więc można powiedzieć, że Alfred sobie ukształtował Filipiny wedle własnych chęci.
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Irak, [/u]Iran[/u],
Afganistan - Ropa, wojna, terroryści. Po 11 września 2001 roku wszystkie te kraje stały się jego osobistym utrapieniem. Osobiście nie popiera polityki demokratów, którzy ustępują z wojskowej ekspansji USA w tych rejonach, zwłaszcza w ostatnim czasie i przy nasilających się ruchach ekstremizmu islamskiego. Samych personifikacji nie lubi i traktuje je z góry, jako coś gorszego, co nie powinno istnieć. Warto też zwrócić uwagę na Afganistan - sam Alfred jest świadom, że większość problemów w tym kraju wynikła z jego własnej głupoty, jednak do porażki się nie przyznaje i sam grozi Afganistanowi fizycznie jeśli ten chciałby jakkolwiek zawrzeć głos w tej sprawie. Milczy też na temat jakichkolwiek przesłanek że wojny tam prowadzone miały podłoże czysto finansowe i wynikały z chęci dochapania się do tamtejszych złóż ropy. Świat i tak zna już prawdę, więc po co ma się bardziej pogrążać?
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Izrael - Jeden z jego ważniejszych sojuszników. Sam Alfred nie wie jak interpretować relacje z Izraelem i ostatnim czasie zaczyna dostrzegać, że często jest przez niego... po prostu wykorzystywany. Obecnie jednak sytuacja jest na tyle patowa, że Izrael chętnie bawi się i jego pieniędzmi, i jego uczuciami (
Oh, nie można nic złego powiedzieć, bo to będzie oznaczać, że jest się antysemitą!). Chodź kiedyś chętnie mu pomagał i dał się nabrać na te biedne oczka skrzywdzonego narodu, tak teraz zachowuje pewien dystans wobec Izraela.
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Japonia - Mogłoby się wydawać, że są przyjaciółmi i dobrze się dogadują, jednak prawda schowana jest głęboko pod grubą warstwą sztucznej przyjaźni którą obydwie nacje tworzą. Tak naprawdę ich dobre relacje zakończyły się w momencie ataku na Pearl Harbor. Tak naprawdę Alfred bardzo przeżył moment, gdy dowiedział się, że Japonia go zdradził i praktycznie Kiku był dla niego ciężkim orzechem do zgryzienia podczas wojny. Samego zrzucenia bomb atomowych po dziś dzień nie jest w stanie sobie wybaczyć i głównie dlatego nie jest w stanie od tak spojrzeć po prostu w oczy Japonii. Jakby tego było ma świadomość, że troszkę za bardzo przeholował na wyspach japońskich, gdy jego wojsko stacjonowało tam po wojnie, ale cóż - młodym się jest i głupim, prawda? Po dziś dzień łączy ich wspólna ciężka historia, fakt, że Japonia musi wykonywać rozkazy USA i uzgadniać z nim wszelkie zmiany konstytucji oraz otoczka udawanej przyjaźni pomiędzy nimi.
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Korea Południowa - Traktuje go jak swego rodzaju wychowanka. Pomagał mu podczas wojny koreańskiej, przygarnął go pod swoje skrzydła demokracji i po dziś dzień stara się mu pomagać (nie zważając na to, że Yong już dawno wyprzedził go gospodarczo...) i utrzymywać bliskie kontakty. Zresztą wierzcie lub nie - są w tym samym wieku, a w dodatku mają podobne zainteresowania i jak normalni nastoletni chłopcy lubią po prostu spędzić razem czas - wszystko to powoduje że naprawdę stali się bliskimi przyjaciółmi.
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Korea Północna - O ile jej brata lubi, tak Północy nienawidzi. Znaczy on sam nie miałby nic do niego, gdyby... Północ nie chciała go zabić na każdym kroku?! Okey, nie udało mu się odebrać tej dwój Ivanowi, jedną Koreę musiał zostawić w odmętach komunizmu, ale Alfred naprawdę nie rozumie czemu Północ teraz tak bardzo psioczy na niego i szczeka niczym ratlerek na smyczy. Owszem, widzi swego rodzaju zagrożenie w Korei Północnej, jednak nie przejmuje się nią za bardzo i chętnie robi sobie żarty np. z jej przywódcy.
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Państwo Islamskie - NAWET. NIE. WSPOMINAĆ. Najzwyczajniej się boi i pod żadnym pozorem nie podejdzie nawet na metr! Co więcej - naprawdę w związku z Państwem Islamskim ma ochotę wziąć Europę, posadzić w rządku i wbić im raz a porządnie do głów, że EMIGRANCI. SĄ ŹLI. To naprawdę takie trudne do zrozumienia!?
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Syberia - Można uznać, że to jego sąsiedztwo! Alfred nie uznaje tego regionu jako części Rosji i bardzo chętnie przypatruje się tej krainie zza cieśniny Beringa. Cholernie dużo tam surowców! Przydałyby mu się, o!
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Turcja - Jest to dla niego dość ważny kraj, ponieważ stanowi "drzwi do Arabów". A jak dobrze wiemy, Arabowie nie pałają miłością do Ameryki. Tak czy inaczej utrzymuje z Turkiem przyjazne kontakty, nie łączy go w ogóle z terrorystami (
To w Turcji w ogóle jest islam?) i nawet ostatnio zaczął się zastanawiać nad zniesieniem wiz dla Turcji.
Szybciej zniesie je w Turcji niż w Polsce Jest też wyjątkowym miłośnikiem tureckiego jedzenia, wręcz ubóstwia fakt iż turek często lubi karmić innych i, nie ukrywajmy, żeruje trochę na tym, że UE tak źle Turka traktuje.
[You must be registered and logged in to see this image.] +
[You must be registered and logged in to see this image.]Wietnam - Po II wojnie światowej Alfred wpadł w swego rodzaju wir wojen - wpierw Półwysep Koreański, a potem.. no właśnie: Wietnam. Z jednej strony jest to dla niego krwawe i wciąż rozpamiętywane starcie, a z drugiej... pierwsza miłość. Bowiem to właśnie w Wietnamce się po raz pierwszy zakochał i przeżył "coś więcej". Po dziś dzień więc nie daje mu spokoju ani wojna, ani wspomnienie dziewczyny dla której stracił głowę. Zresztą stara miłość nie rdzewieje, co?
(ciąg dalszy w drugim poście :c )