Chyba nikt nie ma problemu określić do jakiej rodziny należy. Można powiedzieć, że posiada urodę "czystej odmiany rasy żółtej". Jego skóra przyjmuje słonecznikowy odcień i jest słabo odporna na promienie słoneczne, stąd też nigdy nie da się go uświadczyć "opalonego" (chociaż może przydarzyć się gustowne spalenie na czerwony kolor w sezonie wakacyjnym). Jak u innych przedstawicieli z tej części świata ma oczy wyraźnie skośne, a nos spłaszczony, podobnie zresztą jak i policzki. W porównaniu z Europejczykami posiada również delikatniejsze rysy twarzy. Co ciekawe kolor jego oczu nie należy do naturalnych, gdyż tęczówki ma bursztynowo-złote. Jednak nie powinno się tym faktem przejmować - wystarczająco trudno je ujrzeć przy tej budowie oka, aby jakkolwiek się wyróżniały. Kolejną czysto azjatycką cechą jest jego niski wzrost (ledwo 169cm) i stosunkowo drobna budowa ciała. Cóż, dla wielu "zachodnich" może przypominać kobietę... co zresztą nie jest szczególnie dziwne jak na Azjatę.
W stosunku do żółtej skóry bardzo silny kontrast stanowią jego włosy - są one bowiem, co nie powinno dziwić, koloru czarnego bądź czarno-brązowego, zależnie od pogody i padającego na nie światła. Tak jak i u każdego Azjaty mają one prostą strukturę i są dosyć cienkie. Nadrabia jednak faktem, iż w przeciwieństwie do Europejczyków, jego łepetyna wydaje się dość miękka w dotyku. Dodatkowo włosy ma dosyć długie, gdyż w rozpuszczonym stanie sięgają aż do pasa. Zwykle związuje je w kucyka z kilkoma pozostawionymi luźno pasemkami na przodzie. Co ciekawe, czasem do tego zamiast gumki używa czerwonej wstążki. Sam przyznaje, że co prawda jest miłośnikiem warkoczy, które nosił w dawnych latach, jednak robienie ich każdego dnia jest zbyt uciążliwe, więc został przy zwykłym kucyku.
Posiada sporo cech szczególnych - przede wszystkim dużo blizn i zmian chorobowych. Rzecz mało dziwna - ciężko takowych uniknąć jak od tysięcy lat żyje się w burzliwym regionie. Najbardziej charakterystycznym znamieniem jednak jest długa blizna sięgająca od szyi po sam koniec pleców, miejscami szeroka nawet i na kilka centymetrów. Zwykle rzecz jasna nie jest ona dobrze widoczna, za wyjątkiem fragmentu wystającego znad kołnierza. Ot, taki dowód miłości rodzeństwa - normalne blizny są zbyt mainstremowe, w Azji się nie pieprzą, rozwalają bratu pół pleców!
Nie, wcale nie posiada tego dziwacznego tatuażu na pośladku. (Odczepcie się proszę od jego tyłka! Inne kraje mają ciekawsze.) Do opisu samego wyglądu można dorzucić jeszcze szczegóły takie jak mały loczek na karku czy fakt posiadania przekłutych uszu
(Tak, to kanon. Żyjcie z tą świadomością, że stary buc ma dziury w uszach.) - hej w końcu nosił kolczyki na długo zanim 90% świata się narodziło, czemu miałby z tego zrezygnować bo "czasy się zmieniły"?
Zdjęcia jego ubrań powinny znaleźć się w słowniku pod definicją słowa "specyficzny". Jak to mówią - szewc bez butów chodzi, a kraj słynący z produkcji ubrań nie potrafi się dobrze ubrać. Jest czymś w rodzaju fuzji Radzieckiej Rosji, Imperialnej Japonii, współczesnego Ameryki i pana Zdzisława wylegującego się z piwem na kanapie. To, że do miasta wyjdzie ubrany w podróbki Prady, Diora i Versace nie oznacza wcale, że po domu nie będzie paradować w wyciągniętej bluzce z lumpeksu i bokserkach w banany. Fakt, iż na spotkanie wcisnął się w
kapitalistyczny garnitur nie koliduje z tym, aby dwie godziny później nosić mundur i świecić komunistycznymi gwiazdkami po oczach. I co z tego, że ma szafy pełne zachodnich ubrań jak stare dobre azjatyckie szmatko-sukienko-tuniki sprawdzają się znacznie lepiej?
Jednak po kolei: ciężko go ujrzeć w tym samym stroju w odstępie mniejszym niż tydzień. Niemniej jednak najczęściej nosi ciemne luźne spodnie o długości "woda w piwnicy" do których zakłada przydługawe tuniki na chiński wzór w różnych kolorach - czerwone, złote, zielone, niebieskie lub czarne. Większość z nich dodatkowo posiada wyjątkowo pstrokate zdobienia, zapięcia lub kroje. Latem częściej jak Chińczycy się "rozbiera" - wybierając krótkie spodenki i koszulki... jednocześnie przy tym zakrywając się przed słońcem parasolką. Na zimę zaś ma płaszczyki i kurtki o kolorach jakich żaden normalny Europejczyk by nie założył. Cóż, Azjaci mają to do siebie, że lubią świecić.
Jako osoba reprezentująca jedyny-słuszny-ustrój bardzo lubi przypominać o tym swoim wyglądem. I choć czasy komuny na świecie dawno minęły, podobnie jak i ogólnoświatowe wojny, to on i tak nad wyraz często prezentuje się w mundurze. Uniform ten posiada standardowy krój w ohydnym ciemnozielonym kolorze. Rzecz jasna w stu procentach zrobiono z niego "komuna tańczy i śpiewa" - ozdobiony jest prawilijnymi (choć bardziej pasuje "lewackimi"?) czerwonymi bądź złotymi gwiazdkami, a w ramach dodatku dołączona jest czapeczka, którą z powodzeniem można by sprzedawać na zlotach fanów ZSRR. Posiada również o wiele ładniejszą wersje niebieską z białymi akcentami oraz gwiazdkami.
Co ciekawsze nie widzi problemu w noszeniu damskich ciuchów - tyle czasu popitalał w sukienkopodobnych ubraniach, że teraz po prostu "tak jest czasem wygodniej". Oczywiście jest różnica pomiędzy zwykłą letnią elegancką sukienką, a świecącym na różowo strojem lolitki - gdy zobaczycie go w tym drugim to za pewne nie był jego naturalny wybór tylko efekt jakiegoś przegranego zakładu z którymś z rodzeństwa.
Niezależnie od charakteru stroju oraz tego czy są zachodnie czy azjatyckie - zdarza się, że do ubrań doczepione ma wstążki, świecidełka, perełki czy różnego rodzaju "pierdółki" które z pozoru wydają się bezsensownymi, kiczowatymi dodatkami. Sam Yao jednak na tyle długo łaził obwieszony biżuterią, że po prostu przywykł.
Femka! Hipstersko warto opisać też żeńską wersję Chińczyka, bowiem zdarzyć się może, że pewnego dnia stanie ona na czyjejś drodze. Ma odrobinę niższy wzrost od samego Yao i mierzy niecałe 166cm. Co ciekawsze w porównaniu do drobnej męskiej wersji, jest całkiem postawną babeczką. Rzecz jasna nie jest to Matuszka Rosja w wersji XXL czy też Szwedka, jednak jak na standardy Chinek posiada więcej ciałka. Cóż, charakter dziewczyny nie do końca by pasował do małej miernotki.
Jej kolor skory, włosów oraz oczu pozostaje niezmieniony. Kosmyki za to ma znacznie dłuższe, gdyż sięgają aż za pośladki - dlatego zwykle związuje je w dwie "piłeczki" na głowie.
Wszystkie dodatkowe cech oraz znaki charakterystyczne są dokładnie takie same jak u Yao - blizny, znamiona i kolczyki. Co ciekawsze, u niej jednak nie występuje blizna na plecach i zdaje się nie mieć żadnej świadomości tej sytuacji.
Jedną z najtrudniejszych rzeczy jest proste i krótkie opisane jego charakteru. Nie tylko kilka tysięcy lat życia w najróżniejszych warunkach odcisnęło na nim swoje piętno, ale i we współczesnym świecie prezentuje on tak skrajnie różne poglądy i zachowania, że może niektórym podpadać pod osobę o dość zaburzonej osobowości. I nie, naprawdę nie będzie w tym stwierdzeniu żadnej przesady - jest to ktoś, kto w ciągu jednej godziny może zachwycać się króliczkami w różowych sukienkach, a w drugiej bez problemu oglądać egzekucję. Doprawdy, czego się można spodziewać po kraju, gdzie rocznie wykonuje się najwięcej kar śmierci, panuje komunizm, na ulicach czatuje wojsko, a ulubionym sportem jest ganianie z kałachem za Tybetańczykami. Do tego warto dorzucić czasy cesarstwa, wojen, panowania mongolskiego oraz służenia kolonizatorom, a wyjdzie wyjątkowo ciekawa mieszanka. Nie wolno się więc dziwić, że Yao bywa nieprzewidywalnym, zmieniającym co chwilę zdanie.. bucem. W ciągu chwili potrafi przejść kilka stanów emocjonalnych, zakochać się, odkochać, skłócić z ludźmi, przeprosić ich, znów obrazić i na końcu wkurzyć się czemu właściwie go nie rozumieją.
Zaczynając jednak od początku. Główną cechą Chińczyka, wręcz jego charakterystycznym określeniem, jakie prawie każdemu przyjdzie jako pierwsze na myśl jest... egoistyczny zapatrzony w siebie dupek. Parafrazując Homestucka: MATKO, JAK ON UWIELBIA SAMEGO SIEBIE. Jest cudowny, wspaniały, idealny, piękny, mądry, oh jaki zdolny, ah jak nieziemsko niesamowity.. i tak dalej. Rzecz jasna połowa z tych rzeczy nawet koło prawdy nie leżała, jednak jego egocentryzm sprawia, że ciągle będzie to powtarzać. Nie jest co narcyzm - wcale nie wierzy, że tak FAKTYCZNIE wygląda rzeczywistość, jednak co się nagada to jego. Jeśli ktoś chciałby jednak się wgłębić w przyczynę takiego stanu rzeczy wówczas uprzejmie przypominam: większość życia Yao spędził jako rozpuszczony paniczyk, któremu pół świty cesarskiego pałacu przynosiło pod nos, co sobie zażyczył. Od dziecka wpajano mu, że jest "najwspanialszym" na świecie, jego pierwszą nazwą kraju było "Wszystko to co znajduje się pod Niebem", zaś następnie mianował się na "Państwo Środka". Długi czas każda rzecz uchodziła mu na sucho, nie musiał się martwić wieloma sprawami, a gdy już los zaczął kopać go po tyłku... to i tak ostatecznie skończyło się to komuną i zasadą "wszyscy jesteśmy równi, ale ty jesteś równiejszy, bo trzymasz karabin". Zresztą o ile duchowni w Europie przez wieki grzmieli z ambon krzycząc aby padać na kolana przed Bogiem, tak u niego wraz z pierwszą religią przyszli mili panowie, poklepali go po główce i stwierdzili: "Naszym Bogiem i władcą jest państwo." Hej, a zgadnijcie kto właśnie owym PAŃSTWEM jest! U niego po dziś dzień wiara w dużym stopniu opiera się na tym, że wartością nadrzędną, której należy podporządkować swoje życie są właśnie Chiny jako kraj.
W parze z egocentryzmem naturalnie idzie roszczeniowość wobec całego świata. Jeśli jesteś normalnym krajem to siądziesz w grupie reszty i będziesz zachowywać się jak na człowieka przystało. Jeżeli masz bardziej coś rzucone na głowę to zaczniesz żreć tony jedzenia, marudzić czy podrywać sąsiadkę ze wspólnej granicy. Jeżeli jesteś Chinami będziesz robić te wszystkie rzeczy naraz. A potem dodasz, że bardzo ci się nie podoba, że nikt nie przyniósł ci do siedzenia poduszki, że wystrój pokoju jest "do dupy niezgodny z feng-shui", zaczniesz wciskać w każde zdanie "BO JA UWAŻAM..." oraz cele twoich zalotów rozszerzą się z "sąsiadek" na "sąsiadki, sąsiadów, rodzinę, kosmitów, psy i co tam jeszcze przyniesiecie". Rzecz jasna z wielkim oburzeniem dlaczego reszta się nie podporządkowała TWOJEMU zdaniu.
Żeby jednak nie mówić o samych negatywach w kolejnym punkcie wstawiona jest dobra cecha - pomimo całej swojej chaotyczności Yao jest dość odpowiedzialnym człowiekiem. Potrafi zadbać o siebie i swoich bliskich. Co prawda do pracy jest niechętny, jednak zawsze dopilnuje aby była ona wykonana - od czego w końcu jest niskopłatna siła robocza? W jego domu też można znaleźć burdel taki, że należałoby zatrudnić alfonsa jednak... nigdy nikt w nim nikt nie chodzi głodny, brudny czy zaniedbany. Jeśli się o coś z nim umówisz - masz pewność, że to otrzymasz. Czasem kosztem "po trupach do celu byleby najprostszą drogą", jednak dostaniesz dokładnie tak, jak było ustalone. Pomimo wszelkich niesnasek państwowych nie pozwala również aby komukolwiek z jego rodziny stała się krzywda - nawet jeśli winę ponosi on i jego "komunistyczne" zabawy to i tak z głodu bratu czy siostrze umrzeć nie pozwoli. Może cierpieć, mieć figurę modelki z francuskiego wybiegu ale... Umrzeć nie umrze. Nie zapominajmy też o tym, że jako kraj jest bardzo odpowiedzialny - dba o sojuszników, daje po nosie wrogom, umie się obronić i pomimo dużego udziału w gospodarce światowej to nie on rozpieprzył system finansowy globu, a wręcz przeciwnie - w sytuacji wielkiego kryzysu pomógł wielu innym, mniejszym od siebie.
Kolejną godną pochwały cechą jest patriotyzm, który nie jest to amerykańskim kiczowatym patriotyzmem z flagą na bokserkach, polskim pseudopatriotyzmem stadionowym czy francuskim "viva la France, refugees welcome". Jest to prawdziwy przykład jak kochać swój kraj i szanować go bez względu na wszystko. Owszem, jest świadom, że na liście krajów przyjaznych do życia Chiny zajmują dalekie miejsce, jednak wciąż uważa, że nie ma nic lepszego. Docenia wszelkie pozytywy, nie pozwala go obrażać i jest gotów poświęcić wiele w imię własnego państwa. Zresztą u niego patriotyzm nie polega na samym "jestem chińczykiem", a obejmuje też mentalność, kulturę, sposób życia i całą otoczkę jaka spaja ten wielki placek w środku Azji. Nie jest to wcale dziwna cecha, zdecydowana większość Chińczyków jest silnymi patriotami i nawet mieszkając poza granicami kraju kultywuje tradycje i zwyczaje ojczyzny.
(I nie, proszę tutaj nie wyrzucać mi płaczących pseudo-chińczyków jakie to Chiny są złe, niedobre itd. Oni nie są narodowościowo Chińczykami zazwyczaj.) Cóż, rzecz jasna nawet ta dobra cecha jak umiłowanie kraju może mieć swoje złe skutki - u niego zwykle chodzi o przeginanie: w końcu nie ma nic złego w tuszowaniu prawdy czy kłamaniu jeśli chodzi o wyższe dobro, prawda? I tak oto Tybet przecież sam chciał się dołączyć Chin, Tajwan zresztą też chce, Japonia wygrał wojnę z nimi, bo byli "podstępnie osłabieni", a wojny opiumowe tak naprawdę były winą bogów i miały być nauką skromności a nie żadną przegraną! Oh i pamiętajcie o tym, że medycyna pochodzi z Państwa Środka, proch i papier wymyślili Chińczycy, a Australię odkryliśmy na długo przed Europą. Tak, będziemy też kolonizować księżyc, Marsa i sklonowaliśmy człowieka. Może i nawet dinozaura stworzymy, zależy czy będzie nam się chciało.
O ile nie pała się zbytnio do pracy fizycznej, tak ma niesamowite zdolności handlowe - trzy razy sprzeda radio głuchemu, a na końcu przekona go aby dokupił słuchawki. Wiele osób handel i Chiny kojarzy dopiero z XXI wiekiem i tsunami towarów z Państwa Środka, jednak naprawdę był wybitnym sprzedawcą już od czasów, gdy po ziemi popitalały
dinozaury Rzymianie w sandałkach. Zresztą skąd wzięło się wiele z ozdóbek na przedmiotach, które podziwiacie w muzeach Włoch czy Grecji? No właśnie. A herbata, jedwab, kamienie szlachetne, technologie, przyprawy i cała reszta to nie tylko z Indii wędrowała sobie. Zresztą nawet część tego co od Hindusów, tak naprawdę pierwotnie też od sąsiadów dostali aby później wepchnąć reszcie światowego grajdołka. Podobno każda cecha ma swoje drugie dno, a w tym przypadku zdolność handlowania związana jest... z niebywałą miłością do pieniędzy. Wydaje je często całkowicie bezsensownie, ma zamiłowanie do luksusu i tym samym od zawsze musiał jakoś sobie poradzić w życiu. Jakby się dobrze zastanowić to nawet i sam siebie raz sprzedał. To już jednak materiał na dalszą historię.
Oprócz handlu lubuje się również we wszelakim obracaniu pieniędzmi. Bardzo chętnie pożycza innym, a jeszcze chętniej ściąga dług. Za pomocą komorników szkolonych w ZSRR. Ewentualnie karabinu.
Można się sporo pomylić co do niego. Wydaje się bowiem, że wbrew pozorom jest osobą dobrą. Nie pozuje na kogoś, kto stoi po ciemnej stronie, dba o swoją rodzinę, jest pracowity i uczynny. Rzeczywistość jednak leży zupełnie gdzie indziej i jest po prostu... neutralny. Nigdy nie był skłonny do czynienia krzywdy "bo tak" na większą skalę ale jednocześnie nie kwapi się do specjalnego przejmowania się moralnością czy zastanawiania nad humanitarnością swoich działań. Robi to, co mu na rękę. Rzadko można u niego zaobserwować cechy takie jak współczucie czy litość do obcych, a chińskiego sumienia na próżno szukać. Przyjmuje zasadę, że jeśli ktoś nie jest mu bliski, to nie ma powodu aby się na nim skupiać. Owszem, bywa wredny i czasem powoduje cierpienie, lecz tak samo ma chwilę współczucia, niesienia pomocy czy zwykłej dobroci. Rzecz jasna zupełnie inaczej sprawa się ma w przypadku przyjaciół oraz rodziny, na której to właśnie należy skupić kolejny punkt.
Jakby ktoś stworzył fuzje Trudnych Spraw, Gry o Tron i Mody na sukces prawdopodobnie otrzymałby... Azjatów. Choć można się sprzeczać czy jego rodzina jest największą lub najbardziej pogmatwaną, to jedno trzeba przyznać - nie sposób ich zrozumieć. O ile można przyjąć do wiadomości, że grajdoł Ameryki to "mentalność" Latynosów, Słowianie po prostu lubią siebie nawzajem troszkę podbijać, a Brytyjczycy... cóż, są Brytyjczykami, tak ni cholerę nikt logicznie myślący nie ogarnie dlaczego oznaką miłości jest wojna, co ma wspólnego smok z koniem, jak można kogoś obrazić za pomocą złego pisania literek, skąd pomysł, że spanie z własną siostrą jest okey i po cholerę właściwie klonować paradę "śpiewających gejów" w ilości kilkunastu sztuk! Doprawdy ciekawa z nich gromadka, a Yao naprawdę kocha wszystkich sobie pokrewnych. Owszem, walczą ze sobą, kłócą się praktyczne o wszystko, są zbiorowiskiem totalnych skrajności i prawdopodobnie kiedyś wywołają jakąś wojnę światową... oh wait, już wywołali. Niemniej Yao ich kocha, jacykolwiek by oni nie byli. Można powiedzieć, że są czystą patologią ale w przeciwieństwie do Europejczyków, Chiny nie ma problemu z jawnym i pewnym deklarowaniem "to jest mój brat/siostra/kuzyn/przypałętane barachło". Nie zapominajmy też o zasadzie "ja mogę bić mojego brata, ale ty masz od niego się odstosunkować". Dodatkowo u Yaosia zaobserwować można tzw kompleks siostry czyli "chorobliwą nadopiekuńczość spowodowaną chęcią odgrywania w życiu rodzeństwa ważnej roli, czasem połączoną z fantazjami seksualnymi". Tak, pociągają go siostry. Nie dość, że ma ładne, to "czystość krwi" zachowana w stu procentach. Jak tu się nie pokusić? Zresztą nie ma co się dziwić
chłoptasiowi staremu bucowi - u niego kobiet jak na lekarstwo, nawet te spokrewnione ujdą więc.
Nie zachodźmy jednak w tak głębokie tematy. Na koniec opisywania rodzinki warto przypomnieć, że to właśnie Chiny pod swoją opieką miał większość tego grajdołku i z cierpliwością oraz czułością każdego wychowywał tak, jak mu instynkt podpowiadał. O ile można poddać wątpliwości efekty polityki wychowawczej Yao, tak warto docenić, że poświęcał się tyle dla młodszych. Inni by zostawili na pastwę losu i popłynęli sobie ocean dalej na herbatkę do domu.
Potrafi pokazać charakterek, a mimo to czasem się zapomina i zachowuje się strasznie... dziecinnie. Warto zwrócić uwagę, że jego infantylność nie wyklucza się z dojrzałością, jest odpowiedzialny i samodzielny, jednak jednocześnie kocha 'słodkie' rzeczy i zachowywanie się
jak niedorozwinięta bohaterka anime "uroczo". Azjaci mają chyba jakąś przypadłość dziecinnienia na starość, bądź można zwalić winę na trudne dzieciństwo. Wojny miał, nie dali mu pluszaków, to się teraz musi poprzytulać.
Niestety jest nieufny. Zbyt wiele razy go oszukano, przez co naprawdę wiele stracił na swojej łatwowierności. Teraz ciężko mu komukolwiek, w cokolwiek uwierzyć. Przestał już nawet stuprocentowo ufać rodzinie, choć wcześniej mogli mu wmówić praktycznie... wszystko. Bardzo przekłada się to na jego relacje z innymi - choć wydaje się być bliskimi, to zawsze zachowa pewien dystans biorąc poprawkę na to, iż we współczesnym świecie ktokolwiek może skrzywdzić kogokolwiek.
Tak jak i do państwa, jest również przywiązany do tradycji. Rzecz jasna mówimy tutaj o tych kilku tysiącach lat tworzonej kultury. Bardzo poważnie traktuje kwestie przesądów czy wierzeń, co czasami może nawet wywoływać uśmiech na twarzach Europejczyków. Kieruje się feng shui, zasadami buddyzmu, konfucjanizmem, sławetnymi już "chińskimi przysłowiami", wierzy w złe i dobre duchy, energię kosmosu, potęgę medytacji, medycynę naturalną czy całą resztę "ezoterycznej szopki". W przeciwieństwie jednak do Europejskich podróbek u niego naprawdę dobrze to funkcjonuje i nie jest zwykłym "jestem taki nowoczesny, powiesiłem dzwoneczki przed oknem do odstraszania duchów!" lecz podporządkowuje większość swojego życia temu, co przez setki lat mądrzy ludzie mu wpajali - dom ma urządzony według feng shui, zamiast wierzyć w modlitwy zabiera się do pracy, a gdy zachoruje używa ziółek, masaży i innych cudów.
I w tym momencie na myśl nasuwa się jedna kwestia - jakiego właściwie jest wyznania? Wiele krajów zdaje się w coś wierzyć, a to modlą się do Boga w chmurkach, a to biją pokłony w stronę magicznej kostki, a to składają ofiarę bóstwu którego nazwy nie da się wymówić posiadając normalnie zbudowane struny głosowe. Yao oficjalnie jest ateistą, nie czci niczego, nie przyznaje się do żadnej z religii i w ogóle dajcie mu święty spokój. W rzeczywistości wyznaje jednak jedną z chińskich odmian buddyzmu zmieszaną z zasadami konfucjanizmu, taoizmu i... socjalizmu.
Niestety w tym miejscu musimy zakończyć całą miłą opowiastkę. Może gdybyśmy opisywali Chiny do XX wieku jeszcze by przeszło, jednak posiadamy 2017 rok i tym samym świat jest jeszcze bardziej brutalny. Zacznijmy jednak od kontekstu. Niedaleko bowiem od Chin narodził się piękny ustrój zwany komunizmem, który wkrótce rozniósł się po świecie niczym zaraza. I tutaj ciekawa sprawa, towarzystwo, któremu przyszło doświadczyć jedynego-słusznego-ustroju rozdzieliło się na dwie z grup: jedna znienawidziła go niemal od razu, druga zdawała się przychylnie patrzeć na to, cóż się wyprawiało. Niektórym nawet się to spodobało
(Co ciekawsze - tym, których jako ostatnich by się o to podejrzewało). Cóż, tak się złożyło, że i Chiny dostąpił wątpliwego zaszczytu zostania pełnoprawnym komunistą i choć u niego panowały już trzy odmiany tegoż ustroju to nadal pozostaje on wierny jego ideą i cóż... Komuniści są specyficznymi ludźmi.
Jest sadystą. Nie, nie w normalnym życiu - zapomnijcie o wszystkich chichoczących wariatach biegających po ulicach z siekierami. Prawdziwi sadyści chowają się pod płaszczykiem normalnych ludzi, aby w chwili, gdy mają władze pokazać na co ich stać. I tak Yao jest całkiem... normalny. Do póki nie zaczyna się praca i nie trzeba przetrzepać kilku wrogów. Jest spokojny, neutralny i nawet towarzyski.. do póki ktoś go nie sprowokuje. I niech nikt nie uważa, że komuniści, którym Związek Radziecki zrobił pranie mózgu są normalni. To nie jest zabawa w złych gliniarzy z USA lejących wodą po twarzy. Tutaj zaczynają się prawdziwe tortury, w których kwas jest bardziej powszechny do "lania nim po ludziach". Nie oznacza to rzecz jasna, że kogokolwiek krzywdzi bez powodu - co to to nie, traktuje kwestie torturowania ludzi czy wykonywania kary śmierci jako... normalną pracę. Naprawdę za nic dziwnego nie uważa faktu, że przed południem może zabić człowieka, a dwie godziny później już szykować obiad dla siebie i rodziny. Taka jest rzeczywistość, niezależnie od tego czy ludzie się z nią zgadzają czy nie - Ziemia nie jest wesołym ogródkiem gdzie wspólnie wszyscy trzymają się za rączki, śpiewają i podlewają kwiatki. I tak zresztą jest dobrze, podczas zabawy w "maskotkę ZSRR" jego zachowanie było o wiele gorsze, z torturowaniem własnego rodzeństwa na czele. Aktualnie jedynie może jednemu czy drugiemu "dać w papę" jak się wkurzy. Oh tak, Chiny może i być słodki, fajny oraz miły, jednak należy mieć na uwadze, że nie jest to przeciętna Republika Przytulasków tylko Republika Ludowa i w każdej chwili potrafi przybrać twarz dobrego ziomka komunisty, który jeśli będzie to wymagane przypomni ci dlaczego naziści to słabi amatorzy przy nich.
[You must be registered and logged in to see this image.] Relacje(Kolejność alfabetyczna, inaczej układać was pysiaki nie miałam pomysłu) Hong Kong
*Na zgodę adminki* Synek! Co prawda może nie wspominajmy z kim go ma i czy w ogóle, jednak młodego się doczekał! Prawdopodobnie czyni to ich najbardziej związanymi ze sobą więzami krwi w Azji jednak.. czy naprawdę ktoś tam na takie rzeczy patrzy? W przeciwieństwie do braci, którzy ostatecznie "sami sobie muszą radzić", dla niego jest dzieckiem, za którym (w jego mniemaniu) trzeba latać, pilnować, ganić, nagradzać, wycierać nosek i jeszcze nie daj boże inne dziurki. Cóż, rozstali się, gdy HK był jeszcze młody, więc nic dziwnego, że Chiny nie odzwyczaił się od takiego traktowania go i prawdopodobnie długo będzie skazywać biedaka na bycie nazywanym "Leosiem" czy "Leonkiem". Nie ma co narzekać, był etap "Kikusia", był "Yonguś", to teraz mamy "Leosia".
Zacznijmy od podłoża politycznego! Będzie łatwiej. O wiele łatwiej, bo jeśli wybrać relacje, która sprawia najwięcej trudności userce to właśnie ta. Ni nie ma kanonu, ni HC nie pasuje, ni historia ni pomaga. Niemniej krótko mówiąc: w dawnych czasach była to małe zadupie nazywane nadmorską miejscowością. Posiadała lekko trzy nazwy, z których każda coraz głupsza i coraz trudniejsza do wymówienia a i tak wyjątkowo upodobali sobie ją (w sensie miejscowość, wszak Hongie był jest i będzie facetem) przybysze z Europy. Do tego jedna z przyczyn upadku Chin, ot kolonia Anglii, którą "łaskawie" zwrócono dopiero w 1997 roku. Aktualnie Hong Kong jest jednym z przykładów zasady "jeden kraj, dwa systemy", polegającej mniej-więcej na tym, że w obrębie jednego kraju jakim są śliczniutkie i wielkie Chiny poszczególne jednostki mogą mieć różne ustroje. I tym samym choć u Chin panuje dyktatura grupowa, tak systemem politycznym Hong Kongu jest demokracja parlamentarna.. co ciekawsze w rankingach uznawana za bardziej "suwerenną i czystą" niż ta w Polsce. Rząd praktycznie posiada dowolność w funkcjonowaniu, za wyjątkiem polityki zagranicznej oraz kwestii finansowych i tak pozostanie aż do 2047 nim jedno, drugie lub trzecie (Tak, Anglia nadal jest ważny w tym zestawieniu) nie złoży veta aby weszło w skład Chin. Cóż, tyle polityki.
Indie
Największy wróg Chin - czy to na scenie politycznej, czy jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Najlepiej opisuje ich stosunki fakt, że oficjalnie.. są w stanie wojny. Co ciekawej - o kawałki ziemi tak małe w odniesieniu do terytorium obu krajów, że naprawdę staja się nieistotną pierdołą. Zresztą u nich etap walki zaczął się praktycznie od kiedy obydwoje byli dziećmi i przez taki kawał czasu ich kłótnie są wręcz legendarne. A to bo Indie nienawidzi Pakistanu, a to że Chiny pokłócił się z "dobrym przyjacielem Rosją", a to bo Yao nie lubi muzułmanów.. hinduistów w sumie też nie lubi.. A Indie narzeka na komunę. Do tego że Tybet powinien być suwerenny. A jak Tybet to i Kaszmir. A bo ISIS jest złe, a nie bo ISIS jest złe ale to ja go bardziej nie lubię. A to Chiny ma więcej ludności, ALE Indie ma go przegonić, ALE Chiny nadal jest większy terytorialnie ALE Indie mianuje do roli mocarstwa - dosłownie szału można z nimi dostać! I jedzenie też lepsze jak jest pikantne, a nie bo najlepiej jak jest słodko-kwaśne, i w ogóle nie jedzmy krów, ale krowy są smaczne. Dosłownie, miedzy nimi powinno się postawić wielki znak STOP, a i tak pewnie by się pokłócili o to, kogo on bardziej zatrzymuje! Co ciekawsze nawet w kwestii, w której powinni się zgodzić, czyli nienawiść do bycia kolonią Anglii się kłócą. Bo rzekomo Indie zrzuciły Arthura do Chin, a Chiny sprawiły że mniej się zajmowano Indiami... I tak w kółko. Daj im krzesło to się nim pobiją.
Japonia
O relacjach tej dwójki można by napisać sporo. Sam XX wiek jest materiałem na 300-stronicową książkę, jednak w tym przypadku oszczędzimy czasu adminom i skrócimy je jak najbardziej będzie to możliwe. Ciężko od tak powiedzieć jak właściwie wyglądają ich stosunki. Z jednej strony Chińczycy nigdy nie wybaczą zbrodni dokonanych podczas II wojny światowej... Z drugiej całkowicie kompletnie nie przeszkadza to w określaniu Japonii jako 'kraju braci'
(Co funkcjonuje jako prawdziwe określenie w literaturze.. obu krajów). Japończycy wręcz... wymordowali Chińczyków. Kraj zrównali z ziemią, robiąc z niego większe pogorzelisko niż cała Europa podczas IIWŚ razem wzięta. Gdy tylko opadł kurz i pył wielkiej wojny, to zaraz znaleźli się pod patronatem dwóch skłóconych mocarstw, więc jak mogło to się przełożyć na relacje chińsko-japońskie? Ano... zawiązano stosunki handlowe. Zaczęto inwestować w Chiny, pożyczać im pieniądze z Kraju Kwitnącej Wiśni, rozpoczęła się nowa era wymiany towarów pomiędzy tą dwójką. Prawda, że nie tego się spodziewano? Cóż, w Europie jak kraj A przywali krajowi B to będą wrogami do końca świata. Jeśli krajem B jest Polska to nawet i dłużej. W Azji mogą się bić, walczyć i skakać sobie do gardeł ale jeśli na horyzoncie pokażą się pieniądze i interes społeczny to zawsze one są najważniejsze. I tak oto jednym z pierwszych krajów, z którymi nowopowstały twór o nazwie Chińska Republika Ludowa nawiązał stosunki dyplomatyczne była właśnie Japonia. Tak, tak, do dziś dnia występują między nimi spory... A to Morze Wschodniochińskie, a to premier Japonii chwali zbrodniarzy wojennych, jednak nie można powiedzieć, że między nimi są złe relacje. Wręcz przeciwnie - Chiny nie mogą istnieć bez Japonii, a Japonia bez Chin. Wyobraźcie sobie, że wasza ziemia jest mieszanką skał i wulkanów, ludzi do wyżywienia macie tysiące, a jedyne co potraficie zaoferować to technologia. Z drugiej zaś strony wasz sąsiad ma nadmiar jedzenia i potrzebuje innowacji. Mamy więc oto w Azji dwóch hegemonów - jeden ma surowce i siłę roboczą, drugi ma technologie i zaplecze projektowe. Tylko głupi by przepuścił taką propozycje współpracy! Niech sobie osoby gadają, że Chiny i Japonia się kłócą. Najlepiej w telewizji którą oglądasz za pośrednictwem japońskiego telewizora wyprodukowanego w Chinach, radiu którego słuchasz za pomocą japońskiego sprzętu wyprodukowanego w Chinach i internecie, który przeglądasz... no właśnie. A obok Yaoś z Kiku będą liczyć pieniążki. Poza tym, trzęsienia ziemi, tsunami, powodzie i podtopienia? Tak, to bardzo hojne, że świat RAZ pomógł Japonii, jednak kto pomaga w przypadku gdy takie sprawy nie są nagłaśniane w telewizjach ogólnoświatowych? Ano Chiny... A kto pomaga Chinom, gdy to u niego się dziej krzywda? No nie inaczej jak Japonia!
Sam Yao jako osoba kocha całym sercem Japonię, uważa go za jedną z bliższych sobie osób. Co prawda nie wybaczył mu nigdy cierpienia jakie doświadczył z jego strony, przez co czasem dochodzi do spięcia między tą dwójką, jednak zawsze stara się pogodzić sytuację oraz tłumaczyć wszystko, że przecież sam też świętym nie jest i 'czasem trzeba postępować brutalnie'. Szczytem hipokryzji byłoby nienawidzić Japonii za wojnę, gdy samemu zniszczyło się doszczętnie życie co najmniej piątce swojego rodzeństwa. Zresztą będąc z Kiku nie interesuje go temat wojny czy polityki, on woli po prostu mieć brata, którego kocha nad życie
(dosłownie "nad życie" patrząc na tą bliznę na plecach...). I nawet nie przeszkadza mu charakter Japonii - że jest praktycznie całkowitym przeciwieństwem wiecznie głośnego, nie szanującego przestrzeni osobistej i rozwiązłego Chińczyka. Hej, czy ktoś nie powiedział, że przeciwieństwa się przyciągają?
Chodź tego nigdy nie przyzna - po tym jak utracił Japonię już żadnego ze swoich podopiecznych nie traktował z tak samo. Owszem, kochał i pewnie zawsze będzie kochał całą swoją rodzinę, jednak "pierwszy" wychowanek
(Nie, nie pierwszy brat. Chiny to akurat braci miał już wtedy kilku) zawsze będzie wyjątkowy i to właśnie do chwil spędzonych z tą "małą kluseczką" najczęściej wraca, gdy pragnie miłych wspomnień.
Co ciekawe - ich relacja niezwykle przypomina inną, bardzo znaną dwójkę. Krótkie przypomnienie: Starszy znajduje małą kluskę po środku dziczy. Bierze ją pod opiekę, podarowuje mu swoją kulturę, wychowuje. Następnie młodszy odwraca się od niego wywołując wojnę, gdyż pragnie posiadać własny suwerenny kraj. Oh, czy to nie brzmi znajomo?
Kazachstan
O ile by mogli się pozabijać, tak jednocześnie (przynajmniej gospodarczo) żyć bez siebie nie mogą.
Userka ma nawet na to odpowiednią nazwę, jednak to nie ten fandom, więc odpuści. (Tak Słow, jak to czytasz to do ciebie) Wiecznie się ze sobą kłócą, notorycznie włażą wzajemnie na swoje głowy i prawie bez przerwy dokuczają sobie na wszystkie możliwe sposoby. A jednocześnie z jednej strony Chiny ma pieniążki, a Kazachstan ma surowce. No i jedna z teorii głosi jakoby byli w dalekiej linii spokrewnionymi - co niczym dziwnym by nie było, bo schemat zachowania i stosunek do Rosji jest u nich niczym "kopiuj-wklej".
Cóż, warto dodać też, że u Yaosia mieszka na tyle duża społeczność Kazachów, że są oni oficjalnie jednym z narodów zamieszkujących ten kraj. Oh i jedna z gwiazdek jest właśnie Kazachstanu. Kimkolwiek by on nie był.
Korea Południowa
Wbrew pozorom jest to jeden z ulubionych braci Chińczyka. Jakby się tak nie wpychał, marudził, przeszkadzał i macał na każdym kroku to pewnie i dostałby 1 miejsce na podeście rodzeństwa ale cóż.. nie mogłoby być tak kolorowo. Ich wzajemna polityka jest istnym szaleństwem i potrafi się zmienić dosłownie z dnia na dzień z przyczyn takich jak "szefowa Korei stwierdziła że szef Chin się krzywo na nią spojrzał", dlatego naprawdę stanowi ona bardzo małe znaczenie w relacjach tej dwójki. Co więc stanowi sedno? Rzecz jasna popkultura! Kpop jest najcudowniejsza rzeczą na świecie.. a jeszcze cudowniej brzmi przerobiony na cpop! Dramy to istny brylant w kinematografii! Czemu by nie zrobić ich chińskich odpowiedników?! Moda z Korei na ulicach Shanghaju, a w Seulu królują podróbki zakupione za morzem. Oh, a gdzie produkuje się te wszystkie smarfony, samochody i sprzęty elektroniczne z Korei jak nie u starszego braciszka? Zresztą jakby tego było mało to ostatecznie nic tak nie połączy (albo skłóci) jak wspólna partyjka w WoW'a lub LoL'a, wspólne zakupy czy dyskusja dlaczego główna bohaterka powinna być z kolesiem z kapeli, a nie tamtym drugim lalusiem. Oh i nie zapomnijmy o wielkim combacku kolejnego girlsbandu! A jeszcze lepiej uczcijmy to darciem się na karaoke z ich ostatnią piosenką.
Korea Północna
Relacje z Południem wyssały prawdopodobnie całą radość, kolor i przyjemność z relacji, więc dla Północy przypadł smutek, szarość i deprecha instant
(Stwierdzenie pożyczone od jednej kochanej userki <3). Na gruncie politycznym jest... ciekawie. Kojarzycie ujadającego psa-miniaturkę sąsiadki, który wyrywa się tak jakby chciał pogryźć pół ulicy? Cóż, Chiny jest jak taka córka sąsiadki która musi uciążliwego kundelka trzymać na smyczy aby ten sobie krzywdy nie zrobił rzucając się z zębami na jakiego dobermana czy owczarka. I w tym obrazku nie ma całkowicie żadnej przesady - pan i władca Kim Dzong Un potrafi mieć pomysły prosto z kosmosu, a Chińczycy muszą go uspokajać, że nie, zrzucenie od tak bomby na głowę południowego sąsiada NIE JEST logiczne, sensowne i mądre. Jeszcze cholera źle wycelują i zamiast na Seul spadnie na Shanghai! I to na S, i to na S, oba duże, ładne, wyglądają kapitalistycznie. Cóż, powoli ta zabawa w niańczenie Kimów staje się nudna ale świadomość, że nikt nie zastąpi Chin w tej żmudnej pracy sprawia, że dalej po raz trzeba robić w kółko to samo. Sam Yao uważa kwestie polityczne pomiędzy nimi za temat tabu. Koniec, nie istnieją, nie ma o nich mowy i niczego się od niego nie dowiecie.
Na szczęście o ile władzę ma wyjątkowo upierdliwą, tak samą Koreankę widzi jako ich przeciwieństwo - niezależnie czy się to jej może spodobać czy nie, cały świat informuje jakoby rzekomo.. była jego. O ile o Południu mówi po prostu "Korea" tak o Północy bez skrupułów wyrazi się "moja Korea". Czasem to może brzmieć tak jakby dziewczyna była co najmniej częścią jego własnego kraju i jest doskonale świadom, że gdyby się o tym dowiedziała to mógłby oberwać. Z drugiej zaś strony wie też, iż to on trzyma łapki na chociażby jedzeniu. Cóż, ich relacje naprawdę są.. skomplikowane. Z jednej strony troszczy się o siostrę, dokarmia ją, opiekuje się i pilnuje aby za dużo kłopotów sobie nie narobiła... z drugiej zaś czasem przypomina to zabawę w "ooo patrz, Rosja cię zostawił, teraz jesteś moja!". Kompletnie nie czuje się winny, iż przyczynił się do utworzenia tam swoistego piekiełka (Wszak nawet ich ustroje znacząco się różnią), dlatego też daje sobie pełne prawo to durnowatego gadania ile to on dla niej nie robi i jak bardzo jest dobroduszny. Rzecz jasna to czysta bzdura i w rzeczywistości skrzywdził ją tak mocno, że teraz powinien nawet bez zająknięcia jej to wynagradzać.
Mongolia
Mało znana historia, która naprawdę zasługiwałaby na więcej atencji i miłości. Albo co najmniej jakiś film lepszy od mongolsko-chińskiego dokumentalnego paszkwila. A jeszcze lepiej serial... który nie będzie jednym z odcinków edukacyjnej perełki "Byli sobie...". Niemniej z serial można by wziąć kilka odcinków Gry o Tron, powycinać fragmentami i też by uszło. Chiny bowiem jak taka smocza księżniczka został w dość specyficzny sposób sprzedany całkiem seksownemu brudasowi na koniu władającymi terenami równymi połowie świata. Tak drodzy państwo, Daenerys i Khal Drogo istnieli w rzeczywistości. Tylko byli Azjatami i troszkę lepiej skończyli. Ale zacząwszy od początku - Mur Chiński nie powstał z powodu jakiejś wielkiej wojny. Mur powstał, gdyż prości wiejscy ludzie obawiali się "złych demonów" z północy, a Hunowie lubili sobie czasem wpaść na przyjazne party hard z gwałtami i podpaleniem do różnych wiosek. Mongołowie rzecz jasna później przejęli tą pałeczkę jednak konflikt nadal dotyczył odległych północnych prowincji. Nastały jednak czasy mam nadzieje, że znanego wszystkim Czyngis-chana, którego jednym z pomysłów było zjednoczenie Chin i Mongolii. I tak oto w skrócie, i dużym uproszczeniu Yao został zakupiony i niedługo po tym zgodnie z przyjętym przez tatusia Himaruyę kanonem został złączony pięknym węzłem małżeńskim z Mongolią za pomocą unii tworząc tym samym największe istniejące jako spójne państwo na świecie w historii - ot, wyobraźcie sobie powierzchnię Rosji razy dwa. W dodatku połączenie chińskich technologii i Mongolskich podbojów zadziałało w całkiem dobry sposób, przez co obydwojgu w tym związku żyło się jak w niebie. Gdyby którekolwiek z nich rzecz jasna w niebo wierzyło. Co ciekawsze ich rozpad nie nastąpił z winy nikogo z tej dwójki, lecz wmieszania się zupełnie innego, całkowicie abstrakcyjnego trzeciego gracza i dlatego do dziś dzień są w relacjach dość.. dobrych. Owszem, obecność ZSRR wrzuciła cegiełkę zamieszania jednak przeżyli ze sobą kilkaset lat, nie pozabijali się i potrafili razem stworzyć coś potężnego, że czemu mieliby teraz do siebie nie pałać sympatią?
Pakistan
Ciężko w to uwierzyć, ale Chiny naprawdę posiada najbliższego przyjaciela i jest nim właśnie jeden z sąsiadów. Zawsze wzajemnie stoją na straży swoich interesów, głównie jednocząc się przeciwko wspólnemu wrogowi. Choć co prawda logicznym jest że więcej może mu dać niż w zamian dostać, to na tyle już się ze sobą związali, że obydwoje zdają się nie patrzeć na korzyści tylko po prostu - trzymają się razem. Nawet jeśli oznacza to kłótnie z Rosją o przyjęcie Pakistanu do Szanghajskiej Organizacji Współpracy.
Południowo-Wschodnia Azja
Jeśli kwestia dotyczy kontynentalnej części, to Chiny bardzo uogólnia ich relacje (nie licząc dwóch wyjątków). Ostatnio polubił bardzo grzebanie w ich gospodarkach przez co zaczęły być one coraz bardziej zależne od samego Yao. Ah ta miłość sąsiedzka i dbanie o bliskich!
Tajlandia
Bardzo go lubi! Mają zbliżone poczucie radości z wielu spraw i w wielu aspektach naprawdę siebie przypominają. Zresztą w Tajlandii na wakacjach bywa częściej niż gdziekolwiek indziej. Zdają się być przyjaciółmi, choć Yao zawsze nazywa go swoim "bratem"... czy to kogokolwiek dziwi? Robi tak do większości Azji!
Tajwan
Gdyby ktoś zapytał samego Chiny o kwestie jego relacji z Tajwanem odpowiedziałby zapewne mocno akcentując swoje zirytowane "Nie, k*rwa, nie.". Poważnie, gdyby dostawał dolara za każdy raz kiedy słyszy, że to ON jest problemem Tajwanu lub że w ogóle istnieje konflikt chińsko-tajwański, to byłby dwa razy bogatszy niż jest i mógłby sobie za to kupić całe Stany Zjednoczone. Przepychanki "oh to ja jestem prawdziwymi Chinami" zaczęły go nudzić dobre kilkanaście lat temu to raz. Nie, nie jest "ZŁYM I OKROPNYM" który zabiera jej ziemie, panienka się nie pochwaliła, że tereny chce podkraść nie tylko jemu ale i Mongolii, Tybetowi oraz Kazachowi? Nie? Oh proszę! Nie, nie ma między nimi żadnej "wojny", a jeżeli już lubią rozpisywać się o incydentach na morzu jak to jeden pan chiński Zdzisio wpłynął drugiemu panu chińskiemu Stefanowi łódką na łódkę to z łaski swojej niech dodadzą, że takie akcje wyprawiają też... Japończycy, Wietnamczycy, Koreańczycy, Filipińczycy, Indonezyjczycy i CHOLERNI AMERYKANIE. Ba, nawet Anglikom zdarzyło się parę razy pomylić kurs i zamiast do HK wpierdzielili się na Tajwan. Ale jakoś media milczą, nikt nie pisze o tym jakoby jakaś wojna była! Poważnie, Yao ma już po dziurki w nosie ignorancji całego świata w tej sprawie. Raz zaproponował połączenie się Chin i Tajwanu na zasadzie "na lądzie komuna, na wyspie demokracja" ale został odesłany z kwitkiem, a mała wysepka jest obecnie dla niego TAK KOMPLETNE NIEISTOTNA że nie ma żadnego powodu aby jakkolwiek się nią przejmować. Oh nie, o surowce tamtejsze bije się pół Azji. Ustrój? Yao bardzo śmieszy, że ktokolwiek jeszcze twierdzi, iż NARZUCONY SIŁĄ ustrój będący zwieńczeniem męczarni z upierdliwymi Europejczykami ma być "tym słusznym". Jeszcze śmieszniejsze dla niego jest, że ich obrywa za relacje, które kształtowali głównie.. Ameryka z Rosją, a on miał do gadania tyle co Ukraina w sprawie Krymu.
Tybet
O Tybecie przypomniał sobie świat jak były Igrzyska Olimpijskie i z jakiegoś powodu Zachód uznał, że bardzo "modne" jest paradowanie w bluzkach made in China z napisem "FREE TIBET". Po tym czasie na szczęście jakoś im przeszło i wydaje się, że akcja zawieszona jest na "eh, meh?". Tybet ma dość dużą autonomię, a Chińczycy uparcie twierdzą że jest to twór na tyle staroświecki, że sobie po prostu nie poradzi we współczesnym świecie i dlatego z wielkiej łaskawości się nim zajmują. Sam Yao wbrew wszystkiemu go szanuje. Cóż, mało kto wie, że znajdował się pod jego opieką i był dla Tybetu tym, czym Japonia dla niego. Poza tym nawet będąc wyszkolonym w sztukach walki wie, że szybko by oberwał od mnicha, jakby nie zachowywał należnego zachowania w relacjach interpersonalnych.
Wietnam
Jedna z jego siostrzyczek. Jest z nią bardzo blisko praktycznie odkąd pojawiła się na świecie. W odniesieniu państwowym uwielbia jej pomagać, wspiera ją i... choć mieli mały incydent podczas wojny to obydwoje są w pełni świadomi, że winę tego 100% ponosi Ivan. Aktualnie robi wszystko aby siostra stanęła na nogi i wspiera ją jak tylko może, w zamian nie wymagając niczego prócz miłości do starszego brata.
Są niezwykle podobni. Może i zachowaniem sporo się różnią jednak z wyglądu bardzo często biorą ich za bliźnięta - tutaj prawie nikt nie ma wątpliwości, że mogą być spokrewnionymi. Mają taką sama budowę ciała, urodę, twarzyczkę i włosy. Nie wspominając już o tym, że obydwoje wiążą je w długie kucyki i czasem naprawdę trzeba bardzo się przypatrzeć które jest które - pomocny w tym jest fakt, że Wietnamka ma odrobinę dłuższe włosy i... piersi.
Zachodnia Azja
Towarzystwo z którym jego główne relacje zakrawają o dwa okresy: wesołą zabawę w dzikich Hunów na kucykach oraz jeszcze weselszą zabawę w dzikich komuchów bez kucyków. O ile z Kazachstanem szybko ubito interesy i wspólnie podciągnięto go na dość dobry poziom, tak reszta pozostała biednymi kuzynami, na granicy z którymi trzeba było postawić ochronę, bo chętnie bawili się w Meksykanów, którym ktoś zabrał mur z granicy. W tym miejscu warto więc zadać pytanie: dlaczego ktoś pcha się z rodzinami co najmniej 3000+ jak nie więcej do kraju gdzie istnieje już przeludnienie? Yao też nie jest w stanie pojąć tego fenomenu.
Zachodnio-południowa Azja
Czyli tak zwani Arabowie. Pfuj. Nie znosi. Nienawidzi całym sercem i jest zwolennikiem teorii jakoby powinno się większość z nich ich wyplewić raz, a porządnie. Zapewne gdyby mógł to sam zrzuciły jedną, dwie... może dziesięć atomówek na Azję Mniejszą. Rzecz jasna obrywa za relacje z nimi od "postępowej" Europy i "poprawnego politycznie" ONZ ale on mieszkając od tysięcy lat obok arabskiej dziczyzny woli lepiej ufać swojej wiedzy. Gardzi wszelkimi oznakami fanatycznego lub ściśle przestrzeganemu islamowi i cóż.. ma do tego spore powody - oczy posiada, widzi co się wyprawiło u Alfreda, do czego doprowadził Francis czy Ludwig... i bynajmniej nie ma ochoty aby pozwalać na takie same zabawy w "jego" Azji.
No chyba, że jesteś tym "bogatym" Arabem. Wówczas nie ma najmniejszego problemu jeśli chodzi o kontakty. Kwestia prosta: wyłóż na stół dolary, zabierz mi z oczu tą ideologię i możemy rozmawiać. Tak, to jedyny przykład, gdzie oprócz pieniędzy liczy się także coś innego - choć je kocha to wszelki islam w rozmowach doprowadza go do odruchu wymiotnego.
Anglia
Hahaha. Ha ha. Ha. Gdyby to od Yao zależało ten punkt by ominął i nigdy więcej ale przenigdy do niego nie wracał. No, może czasem. Jak nikt nie widzi. Rozpaczając nad tym z butelką wyjątkowo ohydnego chińskiego wina. Albo chińskiej wódki. Tak, zdecydowanie bez jakiegokolwiek trunku on sam o tych relacjach NIE opowie, nie wspomni ich i w ogóle śmiech na sali, nawet nimi nie irytujcie biedaka. Kolejne pytanie do publiczności: jak mogło się skończyć spotkanie jednego upartego nadymanego swoją wielkością gbura z drugim egocentrycznym nieustępliwym dupkiem. Co mogło wyniknąć z wzięcia WSPANIAŁEGO CESARSTWA CHIŃSKIEGO, CUDOWNEGO IMPERIUM BRYTYJSKIEGO i wciśnięcia ich do jednej wiochy nad morzem. Mało? Okey, podkręćmy sytuacje: dodajmy do tego, że jedno ŚWIEŻO PO STRACIE AMERYKI, a drugie świeżo po wywaleniu z niezwykle zyskownego związku małżeńskiego zwanego unią z Mongolią. Jak się skończyło sprawa wiadoma - prochy, topienie statków i wielka klęska cesarstwa. Aby tak 100% Yao przegrańcem nie był, dodam, że to nie on chciał atakować Pekin... z morza, a Hong Kong określił przed królem jako "pustynie nad wodą". Anglicy to mieli jednak fantazje. Zwłaszcza jak stworzyli z niego kolonię, która oficjalnie nią i była... i jednocześnie nie. Z punktu widzenia prawa Imperium Brytyjskiego Chiny kolonią nie były... ale jeśli wziąć pod uwagę prawodastwo ówczesnych Chin to już w 100% niczym nie różniły się od Indii na tym aspekcie. W efekcie czego do dziś dnia istnieje dylemat pomiędzy "Przyznać się do bycia kolonią czy dać Anglikom aby ich prawo było ważniejsze od naszego"? Rzecz jasna sam Yao nie uznaje tego co tam sobie ubzdurali Europejczycy i jedynym słusznym jest to, co zapisano u niego w kraju w efekcie czego... Rzucając przekleństwami pod nosem stwierdzi, że za ową kolonię robi i tym samym znienawidził Arthura tak bardzo, że ma go dość po dziś dzień. Oh jakże by było przykro, gdyby i po wojnie się musiał z nim użerać... i nie trzeba zgadywać co. MUSIAŁ SIĘ UŻERAĆ. Bo wiecie co byłoby zabawne? Jakby byli razem aliantami! Skończyła się II WŚ? A to trzeba było rozwiązać kwestie Hong Kongu. Że niby już jest wszystko ustalone? Że niby już nie ma problemów? Ha. Dobre sobie.
Wyobraź sobie, że twój kraj nienawidzi Wielkiej Brytanii.
A teraz dostań informacje że żona jednego z twoich szefów uciekła.
BO SIĘ ZAKOCHAŁA.
W ambasadorze z Anglii.
Cóż, zapewne niemałe poruszenie wzbudziłaby w Polsce wieść, że taka ot Dudowa uciekła z kraju z miłości do Rosyjskiego ambasadora... dlatego też z tego trochę problemów wyniknąć mogło. Oh, ale jak los mógłby nie być dla niego dobroduszny i nie wrzucać mu na łeb co chwilę problemów z kimś kogo darzy wręcz nieopisaną "miłością". A jakby było mało można dodać, że na horyzoncie czeka kolejny problem. Drogi Angliku, to niezwykłe mądre posunięcie, że wyszedłeś z Unii. Byłbyś jednak łaskaw pamiętać, że większość relacji UE-Chiny były w kwestii Anglii i tym samym zostawiłeś go na lodzie jeśli chodzi o jakikolwiek handel z Europą.
Francja
O tyle go kojarzy, co fakt, że też z nim wojował. Tak, tam w tych zaćpanych opium amokach oprócz Artura na statku gdzieś z boku miał Francisa. Od niego jednak kompletnie się odciął i praktycznie zapomniał o kimś takim aż do czasu II WŚ gdy to... eh, naprawdę stali po jednej stronie konfliktu? Yao tak BARDZO go nie kojarzy i chyba specjalnie wyrzuca sobie z głowy. Cóż, docenia jednak, że mu się spodobał wizualnie!
Niemcy
Przed II WŚ, czyli mniej-więcej do póki zdrajca nie poszedł bratać się z Japonią ich relacje były... niezwykle dobre. Do tego stopnia się dogadywali, że pierwotnie jednym z państw osi miały być właśnie Chiny, nie zaś Japonia. Później ich relacje praktycznie nie istniały do czasu powstania tworu o nazwie Unia Europejska, gdzie Yao jak nie był zmuszony się dostawać przez Anglię, to pierwsze gdzie leciał były Niemcy jako "najbardziej kompetentne". Cóż, do czasu. Dla samego Yao, który na co dzień na kontakt z arabami przyjęcie "uchodźców" jest jak wywieszenie sobie na szyi tabliczki "Jestem idiotą".
Polska
Wiecie jaki kraj ma najfajniejszego ambasadora w Chinach? Zapomnijcie o Amerykańcu w Polsce, rodacy userów tego zacnego przybytku mają znacznie większą zabawę w Pekinie. Poza tym Yao dość dobrze kojarzy Feliksa. Wierzcie lub nie, ale w czasach PRL na półkach nie było niczego, bo żywność z Polski... przekazywano jako pomoc humanitarną do Chin. I jak tutaj nie kochać logistyki ZSRR! Poza tym Polacy są wyjątkowo aktywnymi kupującymi z chińskich portali.. nie wspominając o pamiętnych już budowach. Jak to raz jedna mądra osoba powiedziała: autostrada A2 to dziecko Chin i Polski. Poza tym o ile większość krajów go irytuje z tym faktem, tak każdorazowe rozpoczynanie rozmów chińsko-polskich od "ale wiesz, komuna jest zła..." wydaje się doprawdy zabawne.
Rosja
Śmiało może stwierdzić, że jest jego przyjacielem. Jako jedyny pomógł mu, gdy naprawdę potrzebował pomocy. Po II wojnie światowej Chiny były doszczętnie zniszczone, a jedynym jaki zaoferował wsparcie było ZSRR, które bez zastanowienia przygarnęło południowego sąsiada, karmiąc, pojąc, dbając i przy okazji ucząc, co dobry komunista wiedzieć powinien. Dopiero kilkadziesiąt lat później nastąpił między nimi rozpad, jednak nie trzeba było długo czekać zanim te relacje się znów przechyliły na stronę "przyjaźni". A ten cudzysłów jest wynikiem tylko i wyłącznie drobnego faktu, że ich relacja choć pozytywna, to oparta na interesach i wzajemnym dokuczaniu sobie. Pewnie, że Yao uważa Ivana za przyjaciela i prawie zawsze wędruje do niego, gdy potrzeba mu wparcia jednak jednocześnie się go trochę boi. Cóż, obserwowanie tej dwójki to ciekawa sprawa: Chiny podskakuje, marudzi, dokucza, a następnie testuje. Jak Rosja się zasmuci, to on obrośnie w piórka. Jak Rosja będzie obojętny, to dalej mu zacznie wiercić docinkami. Jak Rosja spojrzy się tak, jak patrzeć się nie powinien dla zdrowia psychicznego siebie i jego wszystkich towarzyszy... Cóż, Yao zapewne zatka się i spieprzy marudząc, że "to nie on!". A jeszcze lepiej to zaobserwować jak będą ze swoimi szefami: O ile Chiny boi się Ruska, tak Putin... cóż.. wedle plotek boi się Przewodniczącego Chin
(Nic dziwnego. Jest Chińczykiem WYŻSZYM nawet od Obamy!)Chodzą plotki, że łączył ich romans jednak w tej sprawie nawet sam Yao milczy. Cóż, coś musi być na rzeczy skoro przy innych podbojach trajkocze jak katarynka, a tutaj tylko wymruczy "nie twój interes".
(Faktycznie nie twój, bo Ivana.)Turcja
Jeden z ulubionych kuzynków. Daleka, daleka rodzina, jednak obydwoje ustalili, że pozostaną na byciu kuzynami. Choć sprzeczali się między sobą, to nie można powiedzieć ż są w złych relacjach - z kim bowiem Chiny się nigdy nie poprztykał? Dla nich najważniejsza jest przyjaźń trwająca od dzieciństwa, podobne gusta
(ah, wszak smaczna kuchnia jest życiem), współpraca handlowa na wysokim poziomie i... fakt, że nie przepadają za zbytnio wymachującymi kałachami arabami. Co ciekawsze obydwoje są smakoszami słodyczy... oraz herbaty. Zawsze też wspólnie świetnie się będą bawili!
Ukraina, Białoruś, Łotwa, Litwa, Estonia
Cały grajdoł kojarzy z czasów ZSRR z mniejszym lub większym rozeznaniem w terenie. Wyjątkowo nie lubi się z Białorusinką z powodów Ivanowych względów, Ukrainkę nawet polubił jednak nie sposób mu rozumieć co ta widzi w Europie. Bałci? Oh, wie o ich istnieniu. Mało im?
Kanada
Choć właściwie tego człowieka notorycznie i nagminnie wręcz bierze za Amerykę
("Ci wszyscy biali są tacy sami..." :I), to chętnie z nim spędza czas... gdy już dowie się, że to wcale nie Ameryka. Chińczyków w Kanadzie jest dużo, ich relacje kwitną, a Yaoś może z Mattie'm tworzyć misiowe party. No, abstrahując od faktu, że prawdziwa panda z prawdziwym niedźwiadkiem by się zagryzły.
Meksyk
(W tym miejscu lovki i całuski dla userki, która zawsze podstępnie chce aby ją umieszczać!)Cóż, z danych ściśle historycznych wyciągnąć można, że Meksio bardzo mocno naciskał aby pomóc Chińczykom podczas II wojny światowej. Ich relacje jednak kręcą się wokół zupełnie innego słońca. Dokładniej ślicznego Azteckiego słońca do którego kochany Meksio wznosił kiedyś ofiary. Pewnego pięknego dnia Ameryka oświadczył, iż jego naukowcy (a jakżeby inaczej) odkryli, iż Aztekowie mogą być przodkami... Chińczyków, którzy sobie za daleko popłynęli. Tym samym Ed począł nazywanie samego Yao "tatą", a że drugiej stronie się to nawet spodobało, to tak pozostało. Cóż, z czasem jedynie wyewoluowało w "tato daj hajsy".
Stany Zjednoczone
Uważa go za dzieciaka, którego można oglądać z niebywałą rozkoszą. Jest tak naiwny, głupi i nieogarnięty, że bez problemu wciąga go w swoje zabawy-pułapki, które kończą się zazwyczaj na tym, że biedny Alfred coraz bardziej się u niego zadłuża. Zresztą komu jak komu ale USA mógłby wcisnąć wszystko. I właściwie to robi - wysokooprocentowany hajs, emigracje, tanie śmieci, których nie kupi Europa, ba.. nawet problemy w Azji, którymi to nie chce mu się zajmować. A kochany towarzysz zza oceanu weźmie wszystko. No, brał wszystko, do póki mu wujaszek Trump nie zabronił.
Między tą dwójką istnieje rodzaj patologicznej przyjaźni. Naprawdę się lubią i często można usłyszeć bądź zobaczyć jak Yao pilnuje aby ten idiota nie był głodny, brudny i z gilami na twarzy... Z drugiej jednak strony często się kłócą i sam Alfred jest nazbyt lekceważący od Chin.
...którego w dodatku uważa za kobietę.
Bardzo obu panów lubi. Zawsze mu pomagają, gdy szuka pomocy i należą do grupy nielicznych osób, których nie obchodzi to, jaką ideologię Chiny prowadzi. Australia jakby tego było mało aktualnie jest jednym z większych partnerów handlowych. Cóż jest lepszego od zapachu pieniążków? I oh, nie, ci "uchodźcy" chińscy nie pochodzą z CHRL. Nie wszystko co "Chińczyk" koniecznie jest Yaosia.
(Jeżeli ktokolwiek poczuł się dotknięty brakiem relacji to proszę kopać na pw~ Wszelkie podane wyżej informacje historyczne można traktować jako ciekawostki, których gdyby ktoś szukał źródeł PRZESTRZEGAM przed wikipedią i odsyłam do znalezienia mądrych książek pisanych przez sinologów. Przepraszam uprzejmie, informacje "z onetu" czy TVN są dla mnie swoistym upokorzeniem. ;--; )